0

.

8.12.2017

count bodies like sheep








Ok. To teraz oficjalnie. Tęskniłam za nim, tak więc - zapraszam do wątków. 
Ps. W karcie ukryte są odnośniki - polecam.
Ps.2. Dobrze tu wrócić po tylu (?) latach.//Zimówka.

16 komentarzy:

  1. Dla Natashy natomiast ostatnie kilka miesięcy było dość nudne. Po ostatnich wydarzeniach rzecz jasna musiała na trochę zniknąć i wykorzystała tę okazję do wyrównania kilku rachunków ze starego życia.
    Wiadomym faktem było to, że Wdowa nie była zbyt dobrze widziana w swoim ojczystym kraju, ale czy jeden z najlepszych szpiegów na świecie nie poradziłby sobie z ukrywaniem się w kraju, w którym jest poszukiwany?
    Właściwie to było dla niej miłym wyzwaniem. Co tydzień zmieniała miasto. Każde wybierane celowo, nie było w tym ani trochę przypadku. Nie zabijała, ale nawiedzała. Jeszcze nie chciała zostawiać za sobą śladów, wolała aby krążyły o niej pogłoski. Świetnie się bawiła, ale powoli przestało jej to wystarczać. Zemsta była słodka, jednak to nie było to.
    Tak pewnego dnia wylądowała w Kazaniu. Miasto podobne do wszystkich innych. Świeży powiew wiatru napływał znad Wołgi, dookoła radośnie śpiewały ptaki, a zupełnie niczego nieświadomi ludzie spędzali weekend nad przystanią.
    Natasha szukała właśnie pewnego adresu, gdy jej uwagę przykuło coś, a raczej ktoś, kto zdecydowanie nie powinien się tam teraz znajdować.
    - Chyba robicie sobie jakieś jaja. – mruknęła do siebie i uniosła jedną brew, kiedy James który tak po prostu chodził sobie po ulicach miasta, zupełnie nie zamrożony i zupełnie ciepły (a przynajmniej tak Wdowa założyła, no bo przecież nie zamienili go w wampira…) i zaszedł jakiegoś młodego mężczyznę od tyłu, popychając go do opuszczonego magazynu.
    Stanęła na środku ulicy i przez dłuższą chwilę rozważała opcje. Pakować się w to? Iść dalej i udawać, że nic nie widziała? Zająć się swoim celem?
    Ciekawość zwyciężyła i już po chwili Wdowa była po drugiej stronie budynku. Znalazła jakieś tylnie wejście, otworzyła drzwi i nadal bijąc się myślami postanowiła poszukać Zimowego i jego ofiary.
    Nie musiała długo chodzić po korytarzach. Barnes zajął sobie miejsce na samym środku hali, tak jakby nie chciał jej tego utrudniać.
    Romanoff obserwowała całą tę scenę z oddali i aż sobie przykucnęła. Widok pracy Jamesa był dla jej oczu czymś w rodzaju widoku dawno niewidzianego odcinka ulubionego serialu. Uśmiechnęła się pod nosem i wtedy Zimowy położył palec na spuście.
    Jako że chłopak, którego chciał zabić James był młody i dałoby się jeszcze coś z niego zrobić, (a nie wiedziała co zmalował i czy James słusznie chciał go zabić) Wdowa czym prędzej wyciągnęła swój pistolet zza spodni i niewiele myśląc wystrzeliła. Kula ni to przypadkiem, ni to specjalnie dosłownie drasnęła metalową rękę Barnesa i Natasha zamarła w bezruchu. Nie widział jej z tej pozycji i rudowłosa nie miała zamiaru mu tego ułatwiać, dlatego też postanowiła, że przez chwilę nie będzie się ruszać i zaczeka na rozwój sytuacji.

    /Okno
    Witaj ponownie, Zimówko :>

    OdpowiedzUsuń
  2. Natasha z trudem powstrzymywała śmiech. Cała ta sytuacja bardzo ją bawiła, chociaż chyba nie powinna. W końcu nie miała pewności, czy Zimowy ją pamięta, czy nie. No i w jakim jest stanie po kolejnym pobycie w ekskluzywnej kostce lodu, bo z całą pewnością po takich przeżyciach po raz kolejny nie był radosny niczym skowronek.
    Miała ochotę odkrzyknąć mu, że to chyba on robi sobie z niej jaja i jakimś cudem zawsze wchodzi jej w drogę. Nieważne gdzie jest, w jakim mieście, w jakim kraju i na jakim kontynencie. Zimowy Żołnierz jakimś cholernym sposobem zawsze znajdzie się tam, gdzie ona. Rudowłosa powoli zaczęła uważać to za jakąś klątwę, która nad nią wisi. No ale nie narzekała, bo bardzo lubiła się z nim tak droczyć.
    Siedziała sobie za jednym z kontenerów i naprawdę coraz bardziej chciało jej się śmiać. Była świadoma tego, że James jest pewnie wkurzony do granic możliwości i prawdopodobnie nie ujdzie jej to płazem (zwłaszcza, że jego ofiara chyba właśnie uciekła, bo w całym magazynie dało się słyszeć dźwięk zamykanych w pośpiechu drzwi).
    Kątem oka zauważyła nikłe światło latarki, co oznaczało tylko jedno. Barnes zbliżał się do jej kryjówki i był to najlepszy moment, by wiać gdzie pieprz rośnie.
    Nie zdziwiło ją to, że domyślił się, kto pokrzyżował mu plany. To było nietrudne do odgadnięcia, zwłaszcza że pocisk trafił idealnie w jego metalowe ramię, a nie w jakąś dużo bardziej miękką część ciała typu noga, czy też łeb. Inny wyszkolony człowiek, który byłby na tyle głupi, żeby w ogóle strzelać do Barnesa, z całą pewnością celowałby gdzieś indziej, tylko nie w ramię. Pewnie nawet tego nie poczuł.
    Gdy jednak James powiedział do Natashy „wiewióreczko”, przeszedł ją gwałtowny dreszcz i pękła. Nie mogła się powstrzymać, a słowa same cisnęły jej się na język.
    - To ty mnie zawsze śledzisz i wchodzisz w paradę. Poza tym nie ładnie tak zabijać takich młodych i ładnych chłopców, gdy można ich jakoś fajnie wykorzystać. – rzuciła rozbawionym tonem i przeczołgała się dalej za kontener, skąd miała idealny widok na cały magazyn. Stanęła na nogach i okrążyła powoli wielkie pudło, trzymając w dłoni naładowaną broń. – Który swoją drogą… - kontynuowała – chyba ci nawiał. Sorry, nie chciałam wystraszyć was obu. – znów się zaśmiała i zrobiła kolejny krok do przodu.
    Nikłe światło latarki zniknęło jej z oczu i Natasha zaklęła sobie pod nosem. Była tak trochę na nieco gorszej pozycji niż Zimowy.
    - A tak właściwie… - odwróciła się, by zobaczyć, czy James nie stoi za jej plecami. – Nie powinieneś być zamrożony? – faktycznie, to już było bezczelne, ale jeżeli chciała wywołać wilka z lasu, musiała jakoś sprowokować go albo do działania, albo do gadania. W tym samym momencie ponownie zauważyła światło latarki, które tym razem było o wiele intensywniejsze. Dzieliło ich kilka metrów.

    /Okienko

    OdpowiedzUsuń
  3. [Z Zimóweczką zawsze. Jakieś pomysły?]

    OdpowiedzUsuń
  4. Wdowa momentalnie odskoczyła od kontenera, który pchnięty przez inne kontenery mknął w jej stronę z zawrotną prędkością. Niestety to posunięcie pozbawiło jej tej chwilowej kryjówki i Natasha spotkała się wzrokiem z Zimowym w tej samej chwili, w której on zobaczył ją.
    - No cześć. Miło cię widzieć. – wyszczerzyła się głupio, a następnie sprawy potoczyły się bardzo szybko. Zdecydowanie za szybko.
    Faktycznie schowanie się za kontenerami było błędem, ale w tym cholernym magazynie nie było nic poza nimi, więc gdzie miała się schować? Nie uśmiechało jej się skradać się za oknami na zewnątrz, bo było strasznie zimno. Wtedy też straciłaby swoją szansę na konfrontację twarzą w twarz.
    Huk wystrzelanego pocisku był tak głośny i tak bliski, że aż zapiszczało jej w głowie, pomimo tego, że była do tego jak najbardziej przyzwyczajona. Ból, który eksplodował w jej ramieniu wcale jej jednak nie zaskoczył, wręcz przeciwnie. Romanoff się tego jak najbardziej spodziewała. Gdyby nie strzelił. Bucky niebyłby sobą. W swoim życiu bowiem to od niego otrzymała chyba najwięcej kulek.
    - Oj kochany… - syknęła i spojrzała w ciemność roztaczającą się przed nią. – Przegiąłeś. Wpadam się przywitać, a ty odbierasz mi z tego całą zabawę. – mruknęła, a jako że w ciemności potrafiła poruszać się niemal tak samo jak za dnia, ruszyła zdecydowanie do przodu, mając zamiar spuścić mu manto jakiego jeszcze w swoim życiu nigdy nie doświadczył.
    Teraz Wdowa też była zła. Okropnie zła. Ramię ją bolało, jedyna osoba z jej przeszłości, którą lubiła teraz chciała ją zabić (no dobra, zasłużyła sobie na takie traktowanie, ale bez przesady), a na dodatek straciła nad nim przewagę. Nic jednak strasznego, zamierzała ją szybko odzyskać.
    Wleciała w niego z ogromnym impetem i kopniakiem szybko pozbyła się jego broni, która poleciała w bezdenną ciemność. Uśmiechnęła się krótko pod nosem i zasadziła mu prawego sierpowego na dobitkę, jednocześnie uważając, by nie zwalił jej z nóg swoją metalową ręką.
    - Zobaczymy jak poradzisz sobie bez spluwy. Ćwiczyłeś coś ostatnio, czy polegasz tylko na swojej rączce? – mruknęła w jego stronę i aby nie tracić czasu podcięła go na wysokości kolan, jeśli ten jeszcze nigdzie jej nie uciekł, albo nie zaatakował.
    Swoją drogą Natasha nie była zadowolona z takiego obrotu spraw, bo ich ponownie spotkanie wyobrażała sobie zupełnie inaczej. Zdecydowanie nie tak, że Zimowy zaczyna do niej strzelać bez żadnego konkretnego powodu. Przecież mógł pilnować swojej ofiary… Wdowa tego chłopaka nie wypuściła.
    - Chyba wyszedłeś z wprawy, skoro postanowiłeś sam z siebie dać uciec swojej ofierze, James. Opanuj się, nie potrafisz połknąć swojej dumy?

    /Złe Okno

    OdpowiedzUsuń
  5. Nie dość, że James postrzelił ją w ramię, to teraz na dodatek zgniatał je swoją metalową ręką. Cudownie. Lepszego wieczoru Wdowa nie mogła sobie wymarzyć.
    Natasha odcięła się od myśli, by receptory bólowe nie miały za dużo pracy. Bo bolało jak cholera i gdyby nie zastosowała techniki blokowania bólu, to mogłoby być kiepsko, zwłaszcza że James wpadł w jakiś ogromny szał. Normalnie jakby zbliżał mu się okres.
    Dostała za swoje. Ciosy w twarz były mocne i okropne, ale nie pozostała na nie obojętna. W pewnej chwili zebrała w sobie wszystkie siły i uchyliła się przed jego ręką, która nieubłaganie zbliżała się do jej policzka. Ale i tak wyrządził spore szkody, Natasha miała rozciętą wargę, z której już zaczynała powoli cieknąć brunatna krew.
    Złość z niej nie uchodziła, musiała zrobić coś, by puścił jej ramię i by mogła mu najzwyczajniej w świecie oddać. Podwójnie.
    - Wyobraź sobie, że ty mi też przeszkadzasz, kretynie. – mruknęła i wyjęła zza paska nóż, który przypadkiem miała przy sobie.
    Wiedziała, że to dość ryzykowne zagranie, ale nie miała wiele do stracenia. Wycelowała w jedyne miejsce, do którego miała jakiś tam dostęp i machnęła ostrzem w kierunku, w której kończyło się ciało Jamesa, a zaczynała się jego metalowa ręka.
    Niestety nóż nie wbił się tak idealnie, jak Wdowa zakładała i po chwili osunął się po jego skórze. Polała się krew, jednak nie było to poważne uszkodzenie.
    - Cholera. – syknęła, ale to chyba wystarczyło, bo po chwili uścisk tak jakby delikatnie zelżał i Natasha mogła się jakoś uwolnić. Tak też zrobiła i sekundę później na twarzy Zimowego pojawił się odcisk buta Wdowy, któremu towarzyszył cichy dźwięk łamania. Kości, lub duszy. (XD)
    Odsunęła się na kilka kroków, by złapać trochę powietrza w płuca i odzyskać panowanie nad ręką. Spojrzała przy okazji złowrogo w stronę Bucky’ego i ruchem sprawnej dłoni odgarnęła sobie rude włosy z oczu.
    - Następnym razem pod choinkę dostaniesz meliskę do parzenia. – rzuciła zachrypniętym głosem i gotowa na kolejny atak postanowiła zastosować zupełnie inną technikę. Chciała go zagadać, by odwrócić jego uwagę od całej tej złości i agresji. – Bo masz chyba jakieś problemy z agresją i panowaniem nad sobą. Trzeba nad tym pracować, James!
    Romanoff była wyszkolona dobrze, nawet cholernie dobrze. Tylko że Zimowy miał nad nią przewagę w postaci jego metalowego ramienia. Zawsze tak było i jakkolwiek Wdowa by nie chciała, to za każdym razem była od niego odrobinę słabsza. Miała mniejsze szanse. Ale za to James nie miał jej zwinności, którą Natasha w dalszej walce również miała zamiar wykorzystać, o ile jej obecny plan legnie w gruzach, co było dość prawdopodobne zważywszy na to, że Bucky znał doskonale jej wszystkie techniki.
    - Swoją drogą kim był ten młody osobnik, którego chciałeś zabić? W tym półmroku wyglądał cholernie seksownie, trzeba go było zostawić dla cioci Natashy.


    /Okno :D

    OdpowiedzUsuń
  6. Bardzo chętnie. Jakieś pomysły?
    /Strange.

    OdpowiedzUsuń
  7. Obserwowała uważnie reakcję Bucky’ego i gdy zaczynał jako tako odzyskiwać nad sobą panowanie i gdy zaczynało docierać do niego to, co się właściwie dzieje, Natasha zmarszczyła brwi i otarła wierzchem dłoni cieknącą z wargi krew. To wszystko mogło być przecież jedną wielką grą z jego strony i mógł zaatakować ją ponownie, myśląc że weźmie ją z zaskoczenia. Ta, jasne. Powodzenia.
    Gdy jednak James nie zaczął jej ponownie atakować i gdy wypowiedział nazwisko byłego męża Wdowy, który właściwie to powinien od dawna nie żyć, a jak już żył to być mega stary, Romanoff potrząsnęła szybko rudą czupryną i spojrzała na niego najbardziej nieprzychylnie jak tylko potrafiła.
    - Jaja sobie robisz? To wcale nie jest zabawne. Rozumiem, że wystraszyłam tego dzieciaka i dałam mu szansę na ucieczkę, ale wszystko ma swoje granice i doskonale o tym wiesz, James. – wychrypiała na jednym oddechu i raz jeszcze wytarła sobie wargę. Cholerna krew nie chciała przestać lecieć.
    Przez dłuższą chwilę Natasha milczała. Analizowała wspomnienie tego chłopaka, którego Zimowy chciał zamordować. Przecież to był za młody człowiek, aby być Alexi’ejem. Zdecydowanie za młody, chociaż posturą faktycznie przypominał jej byłego męża, o którym tak bardzo chciała zapomnieć przez te wszystkie lata.
    Swoją drogą Zimowy wyglądał jakby był w jakimś większym szoku, albo przynajmniej jakimś amoku, więc cholera wie, czy mówił prawdę, czy kłamał, czy robił sobie z niej jaja, czy może to był tylko jakiś cholerny przypadek i zbieżność nazwisk. W końcu imię Alexi w Rosji jest dość popularne, ale… No właśnie, ale. Za dużo było tych „przypadków” w życiu Wdowy i coraz bardziej zaczynała z tego powodu panikować.
    Wyprostowała się nagle i obserwując go kątem oka schowała sobie swój nóż tam, gdzie było jego miejsce. Straciła wszelką ochotę na żarty i na radosne powitania, czy przekomarzania z Jamesem.
    - W takim razie skoro aż tyle za niego płacą, to pomogę ci go odnaleźć. Pieniędzy nie chcę, ale powiedzmy że będziemy za wszystko kwita. – mruknęła i nie czekając na jakąkolwiek odpowiedź, czy też reakcję z jego strony, Wdowa ruszyła pewnym krokiem przed siebie, by spotkać się z demonami przeszłości po raz kolejny w swoim zyciu.

    /Okno

    OdpowiedzUsuń
  8. Siedział na kanapie i z zamyśleniem obracał w drżących dłoniach małą karteczkę, na której zapisany był adres. Będąc na imprezie u Starka, uświadomił sobie jak bardzo brakowało mu towarzystwa. Od momentu wypadku jego życie zmieniło się o sto osiemdziesiąt stopni i nie potrafił już funkcjonować tak jak wcześniej. Owszem, nie był sam. Miał przy sobie Wonga oraz innych uczniów, szkolących się u Starożytnej. Czasem nawet widział się z Christine, jednak ich spotkania były dla niego czymś czym nie potrafił się w stu procentach cieszyć. Miał wrażenie, zaczęła dzielić ich niesamowita granica, której nie da się już przekroczyć. Najbardziej jednak brakowało mu Mordo i Starożytnej. Miał w głowie tyle pytań, których nie miał komu zadać.
    Potrzebował kogoś kto go zrozumie, kogoś kto nie będzie patrzyć na niego jak na wariata, kogoś kto jest taki jak on.
    Jak się okazało, mieszkanie Bucky’ego wcale nie było tak daleko jak mogłoby się wydawać. Co prawda z teleportacyjnymi zdolnościami Doktora, Zimowy Żołnierz mógłby mieszkać nawet na Alasce i nie stanowiłoby to problemu, jednak wiedza, że jest całkiem blisko, jakoś przyjemnie pokrzepiała.
    Nie do końca wierzył, że się na to decyduje, że stoi przed jego drzwiami. Tym razem wyglądał normalnie, bez swojego dziwacznego stroju i peleryny. Jedynym co go wyróżniało na tle ciemnych spodni i sportowej bluzy było oko Agamoto, wiszące na jego szyi, z którym się nie rozstawał na ani krok.
    Zerknął jeszcze raz na pogniecioną już kartkę z pismem Barnesa aby upewnić się czy to na pewno dobry adres i przełknął ślinę. Dochodziła godzina dwudziesta trzecia. Nie miał pojęcia co tak naprawdę strzeliło mu go głowy aby odwiedzić go akurat o [i]takiej[/i] godzinie. W zasadzie uświadomił sobie, że wyjdzie na jakiegoś nawiedzonego kretyna bo nie przyszedł z jakiejś ważnej sprawie, tylko bez większego powodu.
    Już robił krok do tyłu aby się wycofać, kiedy usłyszał dźwięk przekręcanego zamka i ujrzał w drzwiach Zimowego Żołnierza.

    /Strange

    OdpowiedzUsuń
  9. - Widzisz? Narzekasz, że to ja cię prześladuję, a tu proszę… - przewróciła oczami i zerknęła na niego przez ramię, kiedy szli w kierunku wyjścia. Wdową targały sprzeczne emocje i z jednej strony nie chciała dopuścić do siebie wiadomości, że prawdopodobnie uratowała życie jej byłemu, zmarłemu mężowi, a z drugiej strony przerażało ją to jak cholera.
    - To wszystko nie trzyma się kupy, James. To niemożliwe, Alexei miałby teraz o wiele więcej lat. To musi być czysty przypadek, ale… Sprawdźmy to. Ostatnio coś za dużo takich przypadków. – rzuciła i głęboko odetchnęła, jakby chcąc przygotować się na kolejne spotkanie po latach tego wieczoru.
    Natasha nie chciała uwierzyć w to, że Alexei żyje, że upozorował własną śmierć, a sam bawi się w najlepsze jako młody mężczyzna. Przeszły ją ciarki, gdy tak sobie o tym myślała i zanim się obejrzała, wraz z Zimowym znaleźli się na zewnątrz magazynu.
    Było już ciemno, słońce dawno zaszło za horyzont, na niebie migotały pojedyncze gwiazdy. Ulice miasta opustoszały, a znad przystani wiał chłodny wiatr.
    Romanoff rozejrzała się dookoła, zastanawiając się w którą stronę mógł pójść tajemniczy mężczyzna.
    - To jak robimy? Masz jakieś przeczucie, gdzie mógł pójść? – zapytała i spojrzała na Jamesa, bo on przecież wiedział o sytuacji dużo więcej, niż ona. Kiedy tak patrzyła się na Bucky’ego, rudowłosa zapragnęła cofnąć czas i w ogóle za nim nie iść, gdy go zobaczyła. Nie dość, że skończyła z krwawiącą wargą, to na dodatek prawdopodobnie czekał ją kolejny uszczerbek na zdrowiu psychicznym, chociaż była wytrenowana do tego, by sobie z tym poradzić i by odsunąć emocje na bok. Tak też zamierzała zrobić, w chwili gdy dotarło do niej, że to wszystko może faktycznie okazać się prawdą.
    - Jeżeli okaże się, że to naprawdę on, to skopię dupę najpierw jemu, a później znowu tobie. – rzuciła jeszcze oskarżycielsko, jakby to wszystko było winą Jamesa i znów rozejrzała się dookoła. Na ulicy siedział tylko łaciaty kot, który wyglądał na niezwykle spasionego.
    - Może warto sprawdzić osobę, która zleciła ci to zadanie? Może będzie wiedzieć coś więcej na ten temat. – zaproponowała, chociaż szczerze wątpiła, że ten człowiek chciałby im w ogóle pomóc, czy chociażby z nimi gadać.
    Wdowa podświadomie ruszyła wzdłuż przystani i niewiele myśląc odbezpieczyła swoją spluwę. Była w bojowym nastroju do władowania w kogoś kulki.

    /Wściekłe Okno xD

    OdpowiedzUsuń
  10. Uniósł do góry brew, widząc Barnesa z wycelowaną w jego kierunku bronią w ręku, i uśmiechnął się kącikiem ust. W zasadzie nie powinien się dziwić takiemu powitaniu. Uniósł do góry ręce w geście poddania się.
    - Cóż, tym razem nie chciałem się za bardzo wyróżniać z tłumu – przyznał zezując na karabin, a przez głowę przeszła mu myśl co by było gdyby Bucky pociągnął za spust. Od razu poczuł, że przychodząc tu, popełnił duży błąd. Najwidoczniej Barnes nie pamiętał, że nabazgrał na małym skrawku papieru swój adres oraz, że mówił, że Doktor zawsze może do niego wpaść. Cóż, ludzie po alkoholu czasami mówią dziwne rzeczy i przeważnie nie powinno się ich brać na poważnie. Dlatego też Stephen wahał się przez chwilę nim przekroczył próg. Nerwowo zastanawiał się nad odpowiedzią, jednak nagle w jego głowie pojawiła się jedna wielka pustka. Nie potrafił wymyślić sensownej wymówki dlaczego tak właściwie się tutaj pojawił.
    - W zasadzie to wpadłem właśnie na to – powiedział w końcu obojętnym tonem i zaczął rozglądać się po niewielkim mieszkaniu. Jego uwagę przykuły puszki piwa i grający w tle telewizor, a raczej to co się na nim działo.
    - Mam chwilowy urlop w walce z istotami nie z tej ziemi, a ty mi podałeś swój adres, więc postanowiłem to wykorzystać – wyjaśnił po chwili, widząc, że Barnes chyba nie do końca mu wierzy i posłał w jego kierunku niepewny uśmiech.

    /Strange

    OdpowiedzUsuń
  11. (Ja się piszę na cokolwiek, jeśli nie będę musiał zaczynać. XD)

    /Tony

    OdpowiedzUsuń
  12. Panna Potts rzuciła wymowne spojrzenie na nowego towarzysza w barze. Delikatnie podniosła kąciki ust w górę, a palcem zataczała kółeczka po kieliszku.
    - Nie spodziewałam się pana w takim miejscu, co za miła niespodzianka.- powiedziała lekko drwiącym głosem- Na pewno nie lepszy niż pana, prawda? Tym czasem z przykrością muszę pana opuścić i udać się do pomieszczenia zwanego łazienką.- oznajmiła wstając z krzesła.
    Po wejściu przez wielkie drzwi z matowego szkła z oznaczonym kółkiem zaczęła nerwowo szukać `telefonu w torebce, która wydawała się jakby bez dna. W chwili gdy miała już go w swoich rękach była na skraju załamania. Łza spłynęła jej po policzku, gdy na wyświetlaczu nie pokazywała się żadna wiadomość od niego.
    -Pepper musisz o nim zapomnieć- powiedziała do siebie, ocierając oczy od napływających łez.
    - Niech Pan wybaczy moją dłuższą nieobecność- powiedziała w stronę Jamesa, przed którym dumnie prezentowała się dość spora ilość kieliszków, ale jego stan nie wskazywał na fakt, że ten alkohol znalazł się w jego organiźmie.
    - A wracając do pańskiego wcześniejszego pytania sądzę, że rozterki miłosne będą słusznym określeniem. Co do niebezpiecznych osób.. masz kogoś specjalnego na myśli? Bo mi nasuwa się ich niewielu.- powiedziała, po czym napiła się swojego Martini.

    /Pepper

    OdpowiedzUsuń
  13. Zastanowiła się nad słowami Zimowego i doszła do wniosku, że to wszystko nie ma po prostu sensu i tyle. Natasha za wszelką cenę chciała, by okazało się, że skoro to jest aż tak bezsensowne, to nie ma szans być prawdziwe…
    - Nie musisz mi przypominać daty naszych urodzi, jestem tego aż za bardzo świadoma. – rzuciła i na jego kolejne pytanie po prostu przewróciła oczami. – Jakbym ci nie przeszkodziła, to tak czy inaczej byłaby to twoja wina. Zabiłbyś go, widziałam to w tobie. Sekundę później ten człowiek by nie żył i on również doskonale zdawał sobie z tego sprawę. Jeśli to Alexei, to wisi mi co najmniej podziękowania, o wyjaśnieniach nie wspominając.
    Wdowa po raz kolejny rozejrzała się po opustoszałej i ciemnej okolicy. Czuła się jak w jakimś tanim kryminale i nagle do głowy wpadła jej pewna myśl. Spojrzała na Bucky’ego, a na jej twarzy pojawił się zawadiacki uśmieszek, który nie wróżył nic dobrego.
    - Szczury często można znaleźć pod ziemią, w kanałach. No i tak, niedaleko jest ośrodek szkoleniowy. Koniecznie trzeba to sprawdzić, James. – skinęła rudą czupryną i wzrokiem powiodła po całej ulicy, jakby chciała zobaczyć, czy jakaś studzienka kanalizacyjna nie jest czasami uszkodzona, lub źle odłożona. Niestety wszystkie zdawały się być na swoim miejscu, więc może jednak tajemniczy człowiek nie skorzystał z tej formy transportu.
    - To co, schodzimy w podziemia, czy idziemy prosto do SPA Ludmiły? – zapytała, bo tak naprawdę jej było wszystko jedno. Jeśli Alexei faktycznie był agentem i to na dodatek takim wyposażonym w serum, to przecież jego znalezienie było bliskie niewykonalności. Równie dobrze mogli szukać po omacku w miejscu, którego kompletnie nie znają i w którym nie mają przewagi nad przeciwnikiem.
    - Dopóki to wszystko się nie wyjaśni to jesteś bezpieczny, ale jak już dowiem się prawdy, to ktoś odpowie za moją rozciętą wargę. – mówiąc to dotknęła zranionego miejsca dłonią, by zobaczyć, czy leci jej jeszcze krew. W drugiej dłoni wciąż trzymała swój naładowany pistolet. Tak na wszelki wypadek, gdyby na przykład jednak złapali jegomościa, albo gdyby Zimowy znów wpadł w niekontrolowany szał.
    Na szczęście z rany już nic nie leciało, więc Wdowa wytarła z twarzy tylko resztkę krwi.
    – Swoją drogą dlaczego wybrałeś akurat to miasto? Ze względu na zlecenie, czy coś innego? – zapytała, bo skoro w mieście był ośrodek szkoleniowy, to może Bucky miał tu jakieś większe zamiary, o których zapomniał jej wspomnieć. – W ogóle idźmy już gdziekolwiek, nie lubię tak stać i nic nie robić. Ten ktoś na pewno wciąż ucieka, a tak go nie złapiemy.
    Kiedy tak sobie stali i gawędzili w najlepsze, ktoś obserwował ich zza jakiegoś budynku. Ciemna, zakapturzona postać zamiast uciekać gdzie pieprz rośnie po prostu stała i się na nich gapiła. To był zdecydowanie strzał w dziesiątkę, nie dość że zapędził w pułapkę Zimowego Żołnierza, to na dodatek na talerz sama z siebie weszła też Natasha Romanoff. Dzień okazał się bardziej szczęśliwy, niż na początku zakładał, ale przedstawienie dopiero miało się zacząć…
    W ośrodku szkoleniowym czekała na nich niespodzianka…

    /Okieneczko

    OdpowiedzUsuń
  14. (No to lećmy z tym koksem - zaryzykuje w ciemno wątek, jaki podpowiadają ci najmroczniejsze czeluści umysłu. XD)

    /Tony

    OdpowiedzUsuń
  15. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  16. - A gdy któraś tego alkoholu jednak nie pragnie? - spytał, unosząc do góry brew i wszedł w głąb pomieszczenia. Prawdą było, że Doktor do osób niesamowicie pijących wcale nie należał. Przeważnie pił alkohol tylko po to aby się rozluźnić. Tak również postanowił zrobić i teraz. Więc kiedy tylko Barnes przyniósł zgrzewkę piwa, usiadł na kanapie i wziął jedną puszkę.
    - Skin City, Steven Tyler – powiedział odruchowo, słysząc piosenkę w tle. Filmu nie oglądał ale melodię znał. Nawet nie wiedział skąd. Ludzie zawsze mu się dziwili skąd wie tak dużo na temat piosenek, a on nigdy nie umiał dać konkretnej odpowiedzi. Po prostu wiedział i już.
    Przez krótką chwilę przyglądał się mieszkaniu i delikatnie panującemu w nim chaosowi. Sama był z natury pedantem i u siebie wszystko musiało mieć swoje miejsce. Bucky natomiast mógł mieć największy burdel na świecie i Doktorowi paradoksalnie by to nie przeszkadzało. Póki u niego jest harmonijnie on sam jest spokojny.
    - Przezorny zawsze ubezpieczony – mruknął na temat powitania z bronią w ręku. Kiedyś pewnie coś takiego dość mocno by go zszokowało, dziś natomiast miał wrażenie, że jest to chleb powszedni. Wręcz miła odmiana. Tak jakby w końcu poczuł, że nie tylko on jest dziwakiem. Upił pierwszy łyk piwa, kiedy Zimowy Żołnierz pojawił się obok i zaczął mu się z zaciekawieniem przypatrywać; przy długie włosy, worki pod oczami, parodniowy zarost – od razu widać, że Barnes nie za często w ostatnim czasie wychodził z domu.
    - Mam nadzieję, że Steve Rogers czasem cię odwiedza i przynosi jakieś dobre żarcie bo jak nie to chyba ja zacznę to robić. Ukrywasz się? - spytał bez ogródek, zastanawiając się na ile życie Zimowego Żołnierza może stać się monotonne.

    A kiedy Stephen będzie gotowy, sam go poruszy, bez przymusu ze strony Bucky’ego. ( ͡° ͜ʖ ͡°)
    Chyba jednak dojrzałam ten podtekst. XD

    OdpowiedzUsuń