0

.

2.02.2016

I need noise


I need the buz of a sub
Need the crack of a whip
Need some blood in the cut



DANE OSOBOWE: Catrice Vivien Blossom
ALIAS: Silent
RASA: Mutant
KLASA: Antybohaterka 
WIEK: 26
NARODOWOŚĆ: Szkotka
STATUS PRAWNY: Notowana, poszukiwana przez S.H.I.E.L.D
PRZYNALEŻNOŚĆ: (niegdyś) X-Men, obecnie działa samotnie
UMIEJĘTNOŚCI: podróż za pomocą dźwięku i szeroko pojęta kontrola fal dźwiękowych
DODATKOWE INFORMACJE: wykryto pojedyncze zlecenia dla Hydry i organizacji przestępczych, zagraża bezpieczeństwu publicznemu, udokumentowane znaczne powiązania z Wandą i Pietro Maximoffami


MIEJSCE URODZENIA: Glasgow, Szkocja
RODZICE: Gaven, Maureen
ZAWÓD RODZICÓW: agent rządowy, dziennikarka
WZROST: 165cm
WAGA: 50kg
WYGLĄD: rude włosy, błękitne oczy
UŻYWANA BROŃ: broń palna, noże typu karambit, ładunki wybuchowe
ZAKRES UMIEJĘTNOŚCI NADPRZYRODZONYCH: kontrola fal dźwiękowych - teleportacja tropem dźwięku, wyciszenie, kradzież dźwięków i użytek ich do wszelakich czynności: tworzenia barier, fal uderzeniowych, lub posyłanie ich do głów przeciwnika co w zależności od mocy ataku powoduje oszołomienie, omdlenie, utratę słuchu, a czasami nawet śmierć
ZAKRES UMIEJĘTNOŚCI FIZYCZNYCH: walka wręcz, biegła umiejętność posługiwania się bronią palną (w szczególnie karabinami snajperskimi), umiejętność walki za pomocą noży, sztyletów i garoty.








60 komentarzy:

  1. Cóż. Kto nie odwali brudnej roboty tak dobrze jak on? Świadomy swej zdolności regeneracyjnej przedostał się do ostatniego z poziomów załatwiając wszystkich nawet nie zwracając uwagi na to ile kul dostał w plecy a ile w żebra. Pod sam koniec swojej misji jednak słabość nad nim zwyciężyła. Potulny jak baranek zaszył się w kuchni. Niestety nie przypuszczał, że ktoś dostanie zlecenie takie samo jak on. Widać osobnik miał więcej wrogów niż zleceniodawcę Deadpool'a. Sumkę w sumie miał już jak w banku, bo nikt go nie uprzedził. Smażąc naleśniki jednak poczuł, że chyba nie jest sam w budynku. Kątem prawego oka obserwował drzwi a sam skupił się głównie na tym, aby żadnego z naleśników nie przysmażyć. W końcu, kiedy skończył smażyć ostatniego naleśnika podirytowany zaczął je smarować dużą warstwą dżemu i bitej śmietany. [ALE DUŻO O K***A]

    OdpowiedzUsuń
  2. Zaskoczony tym nagłym obrotem sprawy nie zdążył zareagować. Oszołomiło go to i zaczął latać jak popażony po kuchni. Zatrzymał się tuż przed naleśnikami i wcisnął sobie palce do uszu.-Wszystko ładnie pięknie tylko nie rozumiem Twojego fantu jakim jest karabin skoro posiadasz takie moce ... dodam, że dość komicznie taka drobna istota wygląda z taką pukawką...-chwycił z tyłu pleców obie katany i wyciągnął.- Ale jestem ciekaw jak posługujesz się chociażby bronią białą.-poruszył brwiami.- i czy bez swoich umiejętności jesteś coś w stanie zdziałać.-zakręcił katanami wyrzucając je w powietrze i chwycił je za trzonki.-Nie słyszałem o tym, żeby w Nowym Yorku kręcił się jeszcze jakiś najemnik oprócz rzecz jasna Zimnowego Wieśniaka...

    OdpowiedzUsuń
  3. Tony nie miał najmniejszych skrupułów w oddawaniu w ręce SHIELDu półproduktów. W gruncie rzeczy trochę stronił od obdarowywania agentów Fury'ego finalnych wersji czegokolwiek – zwyczajnie nie ufał Tarczy i nie chciał, żeby jego technologia była jakkolwiek wykorzystywana, rozkładana na czątki elementarne, a później używana w celach zgoła mijających się z tym, co uważał za moralnie właściwe. W swojej przeszłości przeżył już incydent związany ze sprzedawaniem swoich produktów nieodpowiednim ludziom i dzięki temu skończył z drobinkami metalu tkwiącymi od lat w drodze do serca oraz odciągającą ów szrapnele lampką nocną permanentnie zamocowaną w klatce piersiowej.

    Nie spodziewał się jednak, że jeszcze kiedykolwiek usłyszy o swoim małym wynalazku, dla którego nawet nie kłopotał się wymyślaniem nazwy.

    A jednak.
    I nie zasługiwałby na swój tytuł, gdyby podejrzenie dotyczącego tego, że właśnie on jest powodem wizyty Silent nie zaświtało jako pierwsze w jego umyśle, gdy JARVIS zawiadomił go o wtargnięciu Rice do jego wieży.
    Zawrócił w połowie drogi na konferencje, na którą zmierzał.
    - Pepper, odwołaj mnie – poinformował, gdy Potts odebrała połączenie i jeszcze zanim kobieta cokolwiek odpowiedziała zakończył je.
    Nie skierował się od razu do salonu – najpierw zahaczył o swój warsztat, a tam wyposażył się w – dla odmiany – skończoną wersję elektronicznych zatyczek do uszu. Projekt powstał na długo przed tym, jak poznał Silent, jeszcze za czasów Obiadiaha Stane'a, z którym wyprodukował broń bazującą na bardzo wysokich dźwiękach (padł jej ofiarą w tej pamiętnej chwili, gdy jego wspólnik pozbawił go reaktora łukowego).

    Przez chwilę rozważał pozostawienie w podziemiu zbroi, ale po krótkim przejrzeniu nagrań z kamer przemysłowych, że nie zamierza się tak odsłaniać. Zwłaszcza, że jego aktualny gość ostatnimi czasy figurował na czarnej liście SHIELDu.
    - JARVIS, powiedz pannie Blossom, że zaraz będę – rzucił wkraczając do windy, która go wzniosła na poziom apartamentu.
    Z uniesioną maską (lecz niezdjętym z głowy hełmem) wszedł z uśmiechem do salonu.
    - Zapraszali mnie do tego programu – odezwał się na wstępie krzywiąc się odrobinę w momencie, gdy Kim Kardashian zaczęła wyć piosenkę Nirvany. Najwyraźniej przed pewnymi rzeczami nie chronią nawet wypasione stopery.

    OdpowiedzUsuń
  4. Wzruszył ramionami.
    - Na twoim wrażeniu się kończy – skwitował, co do śmiesznego programu, w którym celebryci robili z siebie idiotów za grube pieniądze.
    Oczywiście Tony odbierał wszelkie sygnały tak, jak należało, co nie znaczyło, że zamierzał zrezygnować ze swojego niefrasobliwego podejścia do sprawy. Pod maską rozbawienia mieszającego się z politowaniem pozostawał czujny.
    Z cieniem irytacji przeniósł wzrok w miejsce, w które przeniosła się Silent. Nienawidził tego typu sztuczek – drażniły go głównie tym, że póki co o opracowaniu technologi umożliwiającej teleportacje mógł co najwyżej pomarzyć.
    - Strasznie mi przykro – odparł z sarkazmem, gdy usłyszał o jej zawodzie. - Dopisz swoje nazwisko na końcu listy – dodał uprzejmym tonem i podążył w kierunku barku – a jakże. Wyjął z niego butelkę i dwie szklanki.
    - Nie powinnaś być zaskoczona moją współpracą z SHIELDem – zauważył mimochodem napełniając dna naczyń bursztynowym trunkiem. - Jako Avengers pozostaje ściśle powiązany z tą organizacją, och, i nie martw się, nie zapomniałem o twoim samochodzie. Wciąż dość żywo go wspominam... - zapewnił i znacząco postukał palcem w prawą część hełmu, bo to na to ucho ogłuchł na kilka przerażająco długich chwil, gdy Rice się wściekła o zdewastowanie maski swojego wozu.
    Uśmiechnął się w sposób ciężki do sklasyfikowania i oparł się o pobliski mebel.
    - Bla, bla, bla – odezwał się, gdy kobieta umilkła. - Po pierwsze żadne „wy”, po drugie nie traktuj mnie jak pierwszego lepszego inżyniera, bo to ignorancja w najczystszej i zarazem najgłupszej formie, a po trzecie nie sądzę, żeby musiały mi w czymś pomagać – zakończył, a następnie wychylił whiskey nie odrywając od rudowłosej kobiety wzorku.

    OdpowiedzUsuń
  5. Dialog wewnętrzny młodej Maximoff nie był czymś, co w tej chwili pochwaliłby jej ojciec. Może i Magneto był tyranem, ale kiedy nie wbijał komuś noża w plecy niezwykle dbał o maniery. Jeśli zaś chodziło o obecne myśli Wandy, nie miała być z czego dumna. Z trudem powstrzymując się by nie przeklnąć na głos z rozpaczą próbowała dojść do porozumienia z zaawansowanym technologicznie komputerem i Jarvisem, który wcale nie utrudniał zadania.
    -Sam posłuchaj! Nawet stąd słychać wycie syren policyjnych! To mi nie brzmi na wypadek drogowy... Czy możesz mi chociaż dać adres tego miejsca?- Warknęła na maszynę czując się przy tym dość głupio. Kłócenie się z czymś co właściwie nie było nawet żywe, było doświadczeniem dość osobliwym.
    -Madame, obawiam się, że tego typu incydenty nie wchodzą w zakres pracy Aven...
    -Po prostu włącz mi widok z najbliżeszej miejscu zdarzenia kamery CCTV.- Zakomenderowała Scarlet Witch tonem, który uświadomił Jarvisowi, że chyba jednak musi się poddać. Po chwili na hologramowym ekranie wyświetlił się widok na wieżowiec, w okół którego stało wiele wozór policyjnych. Zdawało się także, że przy wszystkich wejściach do budynku jakiegoś rodzaju fala energii broniła wejście. Właściwie gdyby nie ten mały detal, może Wanda zapomniałaby o całej sprawie. Jednak świadomość, że całe to równanie może mieć wpisanego gdzieś nadczłowieka zaniepokoiła ją.
    -Trzeba było tak od razu, Jarvis.- Skwitowała ponuro, po czym nie tracąc wiele czasu udała się na miejsce wypadku w najłatwiejszy w danej chwili sposób - poprzez lewitację. Zresztą zajście miało miejsce jedynie parę przecznic dalej, co znacznie ułatwiało sprawę.
    Po chwili była już na miejscu z niemałą dezorientacją rozglądając się po funkcjonariuszach policji. Każdy jeden z osobna zdawał się nie rozumieć z całej sprawy wiele więcej od niej, ale po chwili usłyszała jakiś zabłąkany okrzyk "patrzcie na dachu!". To dało jej wszystko czego potrzebowała. Unosząc się pospiesznie nad ziemię i szybując ku najwyższemu piętru doznała dziwnego wrażenia, że skądś kojarzy stojącą na Szczycie wieżowca sylwetkę.
    -Radziłabym się wstrzymać chwilę...- Rzuciła ostrzegawczo w plecy Catrice stając na dachu.

    OdpowiedzUsuń
  6. -Spóźniłam się? A to niby na co?- Odparła z trudem ukrywając zaskoczenie. Jakby nie było nie jej "sława" nie była aż tak wielka. Raczej niewiele osób rozpoznawało ją w ogóle a co dopiero jako jedną z Avengersów. Nawet kiedy wraz z Pietro dyrygowali jeszcze Bractwem Mutantów ich tożsamości liczyły się tylko i wyłącznie w podziemnym świecie ludzi obdarzonych genem X, a to znacznie zawężało krąg osób które potencjalnie mogły być sylwetką na dachu. Chyba, że cała ta sytuacja była jakąś dziwną pułapką... Tak czy inaczej zainicjowanie dialogu wydawało się w tej chwili najrozsądniejszą opcją.
    Niestety nim miała okazję wyciągnąć jakichkolwiek wiadomości od "nieznajomej" ta używając swoich umiejętności przeniosła je na inny budynek. Walcząc z uczuciem mdłości jakie nagle ją dopadło Wanda wyprostowała się odsuwając pospiesznie od swojej "napastniczki". Nie zdążyła jednak nic zrobić kiedy to dostrzegła eksplozję mającą miejsce parę budynków dalej. A więc jednak się spóźniła... Wargi Scarlet Witch zacisnęły się w wąską kreskę, kiedy to obróciła się w stronę Catrice mierząc w nią palcem.
    -Daj mi lepiej dobry powód dlaczego.- Syknęła. Podróż za pomocą fal dźwiękowych była dla niej czymś zupełnie nowym, jednak nijak miała się do innych form teleportacji, których miała okazję doświadczyć Scarlet Witch. I to właśnie to pomogło jej namierzyć z kim ma do czynienia - mogła być to albo Spiral, albo Catrice i sądząc po tym, że kobieta w fioletowym stroju miała tylko jedną parę rąk kalkulacja była prosta.
    -Nie wiedziałam, że X-Meni wysadzają teraz banki w powietrze. Co prawda nie mieszam się już w sprawy mutantów, ale ciężko nie pytać kiedy coś takiego dzieje się w centrum miasta.- Wskazała dłonią na budynek, który nadal jeszcze stał w płomieniach. Może było to z jej strony poważną hipokryzją - w końcu sama jeszcze niedawno wcale nie stała po stronie dobra ogółu, jednak teraz kiedy na dobre związała się z Avengers honor kazał zareagować a świadomość, że nie zdążyła na czas tylko pogarszała jej humor.
    Przy opuszkach jej palców nieświadomie do woli Maximoff zaczęło zbierać się czerwone światło - widzialna forma energii chaosu.

    OdpowiedzUsuń
  7. -No ładnie.-skrzyżował ręce. Po jego minie nie było widać cienia zadowolenia. Grymas znów zagościł na jego twarzy.-Mnie też szukało SHIELD przez parenaście lat. Kradłem im broń, rozbrajałem ich agentów i nie raz wykiwałem ich dla własnych celów. Nie mówiąc o Fury'm, który kiedyś nienawidził mnie jak i mojej siostry. Ale teraz się zmieniło. Jeśli SHIELD Cię ściga to pierwsze co powinnaś zrobić to zgłosić to mi... -mruknął marszcząc brwi.-Wyjechanie?-w tym momencie jego pięści się zacisnęły, spuścił głowę i wlepił swój wzrok w dół. Przez chwilę milczał, aż w końcu najprawdopodobniej po zastanowieniu rzucił.-I zamierzasz uciekać całe życie?-teraz popatrzył na słońce, które zdawało się już prawie znikać za chmurami drapaczy chmur. Nie bez powodu unikał spojrzenia.- Teraz kiedy wraz z Wandą dołączyliśmy do Avengersów?... sprawa jednak wymknęła się spod kontroli... /Pietro

    OdpowiedzUsuń
  8. Wiadomość o tym, że Blossom porzuciła X-Menów zdecydowanie zadziwła Maximoff. Co jak co, ale Nightcrawler zdawał się faktycznie dotrzeć do rudowłosej jeśli chodziło o przekonywanie jej co do przynależności do grupy Profesora X. Zresztą Kurt miał dar perswazji, którego ciężko było mu odmówić... Mimo to, ta nieprzewidziana zmiana zdecydowanie zmieniała sytuację w której się obecnie znalazły.
    -Cholera. Pietro jak zwykle o niczym mi nie mówi.- Mruknęła pod nosem, choć cichość jej wypowiedzi raczej nie stanowiła problemu dla Catrice. Ponadto niezadowolenie na twarzy Wandy i tak zdradzało jej myśli.
    -Ja z Tobą tym bardziej, ale trochę ciężko mi zignorować budynek, który raczej nie zawalił się samoistnie.- Rzuciła całkiem szczerze, choć w jej głosie przy ostatnich słowach zabrzmiała nutka ironi.
    Jej wzrok podążył za śmigłowcem, którego prawdę mówiąc dostrzegła dopiero teraz. Cała ta sytuacja wydawała się dość paradoksalna. Przecież jeszcze niedawno sama stałaby na miejscu Silent, wygłaszając bez cienia skruchy podobne groźby a teraz aż się w niej gotowało, kiedy słyszała słowa rudowłosej. Energia skumulowana przez Wandę przybrała powoli owalny kształt typowej dla Scarlet Witch 'klątwy' i nawet zapewnienia odnośnie bezpieczeństwa innych na niewiele się zdały.
    -Naprawdę myślisz, że w to umierzę zaraz po tym, jak groziłaś tamtym wojskowym? Catrice... Stawiasz mnie w beznadziejnej sytuacji i myślę, że zdajesz sobie z tego sprawę.- Westchnęła przeciągle, ale koniec końców pozwoliła czeronej energii się rozpłynąć. Coś w głosie antybohaterki sprawiło, że jej zapewnienie zabrzmiało prawdziwie, albo to sama Wanda bardzo chciała jej uwierzyć. Zresztą to chyba było największym problemem Maximoff - tak bardzo chciała wierzyć, ale jak do tej pory nie miała komu.
    Chcąc choć na chwilę odwrócić wzrok od Blossom podeszła do skraju budynku i urzywając swoich mocy postarała się w miarę możliwości przygasić pozostały po wybuchu ogień. Jeśli w środku faktycznie nie było ludzi (na co zresztą wyglądało biorąc pod uwagę tłumy na ulicy) podnoszenie gruzu nie miało sensu. Stała przez dłuższą chwilę bez słowa nim odpowiedziała na ostatnie pytanie.
    -Jak to on... Kradnie biżuterię jak jakaś sroka i często o Tobie mówi.

    OdpowiedzUsuń
  9. Westchnął ciężko zakładając ręce na torsie. Po chwili podszedł nawet nie używając mocy i również do krawędzi i przysiadł.-Oh a myślisz, że ja nie cierpiałem jak dołączyłaś do X-Menów? Naszych wrogów? codziennie myślałem o tym, czy dostaniemy jakąś misję i czy wydadzą mi polecenie, aby Cię zabić... Myślę, że Twoi byli przyjaciele by zaakceptowali to, że masz chłopaka w Bractwie... musiałem tam być. Chronię moją siostrę. Wiesz, że ona dużo dla mnie znaczy. Obiecałem Ojcu, że będę ją chronił bez względu na wszystko. On mnie zawiódł ale ja jej nie zawiodę. To wszystko co mam z mojej rodziny... -włożył ręce do kieszeni bluzy.-Poza tym... serio myślisz, że pozwolę się komuś zmanipulować? Nie ufam ani Starkowi ani żadnemu innemu. Będę wspierać Wandę i przy okazji działać na swoją korzyść. Taki mam plan.-popatrzył na Catrice.-A Ty? Chcesz się bawić w najemnika?

    OdpowiedzUsuń
  10. Tony uśmiechnął się z taką pobłażliwością, jakby spoglądał nie na niebezpieczną mutantkę, która właśnie sprzedawała mu zawoalowane bardziej lub mniej groźby, a na niesfornego przedszkolaka, który właśnie wkroczył na etap dziecięcego buntu.
    Kolejne słowa Silent natomiast sprawiły, że uśmiechnął się szeroko, jakby usłyszał od młodej kobiety jakieś dobre wieści, a nie obraźliwe komentarze na temat swoich wynalazków i słowa sugerujące, że sam jest częściowo obarczony odpowiedzialnością za stan Agentów Fury'ego.
    - Wow! - skwitował w końcu i pojedynczo klasnął w dłonie, jakby Catrice skończyła jakiś wyjątkowo wyczerpujący spektakl. - Nie powiem – zaczął podnosząc się z kanapy (na której nie zamierzał siedzieć, póki kobieta bez ustanku pojawiała się w coraz to nowszych miejscach), - robisz wrażenie, przysięgam – zaczął uroczyście przykładając dłoń do reaktora łukowego.
    Może zakrawało to o jakiś stopień obłąkania, ale Tony był nawet zadowolony z takiego obrotu spraw. Bo to wszystko brzmiało jak cholerne wyzwanie, któremu zamierzał sprostać. Stawiał czoła niejednej pokręconej rzeczy i tej także zamierzał. Bo wewnętrznie był wściekły jak diabli i zamierzał dać nauczkę tej pokręconej babce. Wystarczyło tylko trochę popracować nad absorberem dźwięku.
    Jasne, pogróżki celowane w agentów były trochę martwiące, gdy nie miał pewności co do tego na ile serio może mówić Silent. Ale to nie zmieniało faktu, że podsycała go do jeszcze większej zapalczywości przy pracy nad tym, od czego pragnęła go odwieść.
    - Dobra – rzucił w pewnym momencie z pełną powagą. Rozłożył ręce i pokręcił głową. - Masz to jak w banku. Przejrzałaś mnie, nie będę przecież narażał nie do końca sprawnych sprzętem niewinnych ludzi, prawda? To wszystko? - zapytał już głosem, który przytłumiła opuszczona przyłbica zbroi. - Swoją drogą, co to za zabawa z zamianą stron? Podgrzewacie sobie tym atmosferę w łóżku, czy coś?

    OdpowiedzUsuń
  11. Tony nie dostał żadnych znaków świadczących o tym, że rzeczywiście udało mu się wyprowadzić Silent z równowagi, ale był niemal pewien, że wewnętrznie młoda kobieta trzęsie się ze złości. On po prostu miał talent do drażnienia innych, do szeroko pojętego przeciągania struny i testowania opanowania ludzi.
    Pozornie znużonym wzrokiem wodził za nią, gdy przechadzała się wolno po jego apartamencie. I wreszcie dostał upragnioną reakcje, gdy Catrice gwałtownie zwróciła się ku niemu. Ha, 10 punktów dla ciebie, Tony – pogratulował sobie w duchu. Wiedział, że jego ostatni komentarz wywoła podobne efekty. To nie mógł nie być drażliwy temat.
    Poczuł w klatce piersiowej uścisk zaniepokojenia, gdy w powietrzu zaczęły pojawiać się cienkie żyłki spływające posłusznie do dłoni mutantki, ale ani drgnął, jakby wiedział, że ta nie zaatakuje od razu.
    - Och, cóż... Ciągle nad tym pracuje – odpowiedział obojętnie nie mając pojęcia, czego może się spodziewać. Zadziałał bez planu i teraz będzie musiał stawić czoła konsekwencjom.

    Unibeam w jego zbroi był naładowany do maksimum i tylko czekał na moment, w którym będzie zmuszony go użyć. Mógłby teraz, skłaniając Silent do porzucenia koncentracji na rzecz czmychnięcia przed stężonym promieniem energii. Ale wtedy dalsza walka byłaby nieunikniona i – przede wszystkim – wychodząca z jego inicjatywy. Tego wolał uniknąć.
    Czekał do ostatniej chwili obserwując i dokonując chłodnej kalkulacji. Oczy Catrice powoli rozjaśniał ten sam błękit, który zewsząd do siebie przyciągała sprawiając, że w pomieszczeniu zapanowała głucha cisza. Z reaktora łukowego buchnął oślepiający promień dokładnie w tym samym momencie, w którym Blossom skierowała na niego swój cios. Nie wiedział czy dotarł do Silent – pomieszczenie na moment utonęło w blasku białego światła wynikłego ze zderzenia dwóch potężnych pokładów energii. Fala uderzeniowa, która rozeszła się od punktu, w którym się spotkały odrzuciła go w tył (lecz nie zwaliła z nóg, bo w odpowiedniej chwili ustabilizował się w powietrzu za pomocą repulsorów) i sprawiła, że szkło w oknach posypało się drobnym makiem na zewnątrz budynku.
    Mrużąc oczy wylądował, póki co nieprzejęty koniecznością następnego remontu. Miał inne problemy na głowie i jeden z nich szybko odkrył.
    Silent nie mogła widzieć jego zirytowanej do granic możliwości reakcji (bo przyłbica hełmu wciąż pozostawała opuszczona) po tym, jak próbując się odezwać odkrył, że cóż... chwilo został ukarany najgorszą możliwą karą, czyli niemożnością używania głosu. Tak bardzo chciał jej powiedzieć, że to najokrutniejsza rzecz jaką kiedykolwiek mu wyrządzono!

    Mając już serdecznie dość goszczenia nie wdzięcznej ex-pracowniczki Stark Industries wystrzelił w jej kierunku ładunki z obu repulsorów licząc na to, że będzie to wystarczający sygnał na to, że ma już dość jej odwiedzin.

    OdpowiedzUsuń
  12. [hola señorita - tu Twój romeo]
    Słuchał jej starając się opanować. Nie władała nim wściekłość a żal. Żal, że non stop się mijali. Raz on był zły a ona działała w słusznej sprawie a teraz jest na odwrót. Przy takim obrocie sprawy niedługo im zlecą zabicie się wzajemnie. Wiedział, że i tak tego nie zrobi. Sam fakt go jednak bolał.-Nie zamierzam stawać między Tobą a rodziną. To jest Twoja osobista sprawa. Jeśli rodzina zmusza Ciebie do tego, aby znikać i pewnie tłuc się gdzieś tam po kątach zastanów się kogo krzywdzisz bardziej znikając na tak długo bez słowa. Siebie czy mnie?-odwrócił na chwilę wzrok a wargi zacisnęły mu się w wąską kreskę. Zmarszczył dziwnie brwi. Poparzył na nią kiedy chwyciła go za rękę.-Mam w dupie to co myśli SHIELD. Nie pracuję dla SHIELD'u. Wyrwałem się z dziury jaką chciał zrobić mój Ojciec i poszedłem za siostrą. Dołączyłem do Avengers'ów tylko dlatego, że ich ideologia wydawała mi się najbardziej słuszna no i... by być u boku siostry i chronić jedyną w tej chwili najbliższą mi rodzinę.-westchnął ciężko, nie wytrzymał i ją przytulił do siebie.-Nie będę miał żadnych kłopotów. Gadasz jak byś była chora na głowę. Jeśli ktokolwiek kiwnie palcem na Ciebie lub Wandę, zginie.-skwitował z powagą i oparł głowę na jej ramieniu. Zdał sobie sprawę, że brakowało mu strasznie zapachu jej włosów. Ciepło jakim emanowała stopiło wszelakie jego troski, zmartwienia. Po raz pierwszy od dłuższego czasu był szczęśliwy.

    OdpowiedzUsuń
  13. Sztuczka Silent była o tyle drażniąca, że dziewczyna się nie zamykała przy jednoczesnym niedawaniu Tony'emu najmniejszej, werbalnej szansy na odgryzienie się. A jeśli było coś, co rozjuszało Starka jak czerwona płachta byka to, cóż... okazywało się, że właśnie to. Bo nagle z pobłażliwie-ustępliwego nastawienia przeszedł w tryb pełnego, zaciętego pragnienia przemeblowaniem za użyciem Silent kilku pomieszczeń. Frustracje podsycał fakt, że kobieta potrafiła znikać w zupełnie dowolnym momencie i w aktualnych warunkach (to znaczy – nie będąc wcześniej przygotowanym na jej wizytę o charakterze stricte nieprzyjacielskim) nie miał szans na to, aby zagrozić jej umiejętnościom. Nie na terenie penthouse'u.
    Pozostawało mu wobec tego zrezygnować z ofensywy i celować w bardziej defensywne rozwiązania. Gdy tylko była X-menka zniknęła z apartamentu (i tuż po tym głos JARVISa w hełmie poinformował go o tym, że zjawiła się na szczycie Avengers Tower) Tony wystrzelił jak z procy przez jedno z rozbitych okien. Wymijając dach wieżowca wypuścił w kierunku Silent rząd rakiet wyposażonych w namierzanie celu (a co tam, niech się z nimi pobawi w berka z jego pieskami i mu nie przeszkadza w nabieraniu prędkości), a sam nieustannie przyspieszając, jak pocisk wymierzony w nieboskłon, zbliżał się do bariery dźwięku. W końcu zostawił za sobą charakterystyczny grom dźwiękowy.
    - JARVIS? - odezwał się pragnąc się upewnić, że uwolnił się od działania Blossom.
    - Witaj z powrotem, sir. Miło było na kilka chwil odpocząć od pańskiego głosu – odpowiedziało A.I. ze swoją zwyczajową grzecznością, a Tony nie mógł wówczas nie wywrócić oczami, a przy okazji pogratulować sobie w duchu wgrania JARVISowi modułów złośliwości.
    - I tak oto uczeń przerasta mistrza – westchnął teatralnie. - Ja też tęskniłem, jak wygląda sytuacja w dole?
    Nim doczekał się odpowiedzi wykonał w powietrzu obszerny zawrót (wszak nie zależało mu na utracie prędkości, która była teraz jego sprzymierzeńcem) i zaczął pikować w dół przygotowując wszystkie działa, w które wyposażona była zbroja w prywatny pokaz fajerwerków dla Catrice.

    OdpowiedzUsuń
  14. Tony nie musiał być geniuszem (a tak się składało, że jednak nim był), aby domyślić się, że na tym starcie z Silent się nie skończy. Z ułożonym na szybko planem postanowił kontynuować walkę.
    Wydał JARVISowi kilka krótkich poleceń – między innymi kazał A.I. włączyć do gry bezzałogowe zbroję. Dystrakcja przeciwnika jeszcze nigdy nie wyszła mu na niekorzyść.
    Patrząc z dołu można by pomyśleć, że w intencjach Iron Mana leży samobójcze spikowanie wprost na własny wieżowiec; nie zwalniał, wprost przeciwnie – w pełni świadom ryzykowności własnych decyzji nabierał prędkości. W którymś momencie z dział na ramionach zbroi wystrzeliło kilkanaście rac dymnych, a wówczas Tony zniknął z widoku w szaro-burej chmurze. Wykorzystał ten moment na otwarcie klap z tyłu pancerza, co spowodowało bardzo gwałtowne wytracenie prędkości. Zacisnął zęby czując, jak żołądek podjeżdża mu do gardła pod wpływem doznawanego uczucia przeciążenia – pomyśleć, że ostatnio wydawało mu się, że już do tego nawykł.

    Nie tylko Silent przez ostatnie miesiące nauczyła się nowych sztuczek: Stark stale ulepszał swoje zbroję, a jedną z ostatnich zmian stanowiło wprowadzenie technologii maskowania. Retroreflektory skutecznie ukryły go przed wzorkiem, a wypuszczone chwile wcześniej race zderzyły się z barierą dźwiękową, co zaowocowało gigantycznym hukiem i powstaniem ogromnego kłębowiska dymu.
    – JARVIS, nie guzdraj się – mruknął zmieniając trajektorie lotu. Ominął szerokim łukiem obszar, w którym jego działa natknęły się na fale dźwiękowe wysłane przez Catrice.
    Tuż po tym kolejne wyposażone w system namierzania rakiety pomknęły w kierunku panny Blossom, jednak te nie zostały wypuszczone przed Starka – nie chciał tak szybko psuć zabawy ujawnianiem swojego położenia. Wystrzeliła je jedna z przywołanych zbroi. Wkrótce po tym wokół zaroiło się od kolejnych, które z niemałą natarczywością zajęły się ostrzeliwaniem dawnej pracowniczki Stark Industries.

    OdpowiedzUsuń
  15. Tony ani przez chwilę nie zapominał o tym, że jego przeciwniczki na dłuższą metę nie powstrzymają sztuczki z ograniczoną widocznością. Nie łudził się też tym, że niewidoczność zbroi przysporzy mu jakiejś miażdżącej przewagi – sądził jednak, że warto sięgać wszelkich środków, gdy problem jest równie upierdliwy, co była X-menka ze zdolnością panowania nad dźwiękami.
    Cóż. Jedno (z ogromną niechęcią) musiał przyznać Silent – znakomicie operowała swoją mocą. Co było dość przerażające biorąc pod uwagę jej wiek i to, jak wiele jeszcze nierozwiniętego potencjału musi w niej drzemać. Xavier stracił cenny nabytek i prawdę mówiąc zasłużył sobie na porządnego kopa w tyłek za niedopilnowanie panny Blossom. Posiadanie jej po odpowiedniej strony barykady byłoby o wiele mniej... stresujące. Bo Tony naprawdę, naprawdę nie lubił starć z ludźmi, których umiejętności były jakkolwiek niezwykłe. Dopiero później, w zaciszu laboratorium dziękował im w duchu za to, że ich istnienie pobudza go do coraz to bardziej obłąkanych projektów i pomysłów.

    Skrzywił się pod nosem widząc, że część jego floty eksploduje niczym fajerwerki w święto dziękczynienia.
    – Wysadzaj je! – krzyknął do JARVISa obserwując Silent uczepioną jednego spośród zdalnie sterowanych pancerzy. Nie był już pewien czy wybuch zbroi spowodowany był doczepionym przez młodą kobietę ładunkiem czy jego komendą, natomiast był przekonany, że Catrice umknęła zanim nastąpiło wyczekiwane „bum”.
    – Następnym razem się tak nie guzdraj, prawię ją mieliśmy – powiedział wściekły. Może pomysł wysadzenia Silent w powietrze był mało pacyfistyczny, ale Tony naprawdę stracił cierpliwość do cackania się z przeciwniczką. Nie był szlachetnym Kapitanem Ameryką, żeby cokolwiek go mogło powstrzymywać przed pójściem na całość.
    Wkrótce stało się dla Starka oczywistym, że Catrice postanowiła zaostrzyć reguły walki.
    – Sprytny ruch – skomentował pod nosem lecąc w kierunku skweru, na którym zawitała Silent. Wylądował na ziemi, gdzieś pośród umykającego w reakcji na wybuch tłumu, a maskowanie opadło ujawniając jego obecność. Uniósł obie dłonie w pokojowym geście.
    – Świetna robota. Naprawdę – jestem pod wrażeniem. Te pościgi, te wybuchu... – Przyłbica hełmu uniosła się ukazując twarz Tony'ego. – Nie sądzisz, że to nieco za wiele wrażeń dla człowieka w moim wieku? Nie często się do tego przyznaje... ale mam swoje lata – zdradził udając konspiracyjny ton. Zmrużył oczy wpatrując się wprost w twarz swojej dawnej pracowniczki. – Dlaczego upodobałaś sobie sprawianie nam problemów? Kiedyś było okej, co się zmieniło? – zapytał już bardziej neutralnym tonem, takim, w którym nie pobrzmiewała żadna charakterystyczna dla niego nuta zaczepności czy kpiny, a jego twarz skuła maska powagi.

    OdpowiedzUsuń
  16. Tony uśmiechnął się ponuro pod maską darując sobie oznajmiania Silent, że nie wszyscy rodzice trudzą się poświęcaniem czasu swoim pociechom i całkiem niewykluczone, że sam w spadku przejął negatywne nastawienie wobec idei rodziny.
    – JARVIS – rzucił ostrzegawczym tonem, gdy tylko Silent zniknęła mu z oczy. Tyle wystarczyło, aby A.I. zlokalizowało młodą kobietę i wyświetliło na HUDzie jej aktualne położenie. Po co Catrice zniknęła za jednym z budynków póki co stanowiło dla Tony'ego zagadkę. Kiedy dawna X-menka na powrót ukazała się jego oczom rozłożył bezradnie ręce.
    – Obawiam się, że mnie przeceniasz. W przeciwieństwie do Kapitana Ameryki w oczach stróżów prawa nie jestem wystarczająco godzien zaufania, aby rezygnować na moje polecenie z interwencji – oznajmił niedbałym tonem. Nie miał pojęcia czy Silent blefuje, wiedział natomiast, że sama musi sobie zdawać sprawę z wagi konsekwencji, jakie by jej dotyczyły gdyby zdecydowała się wprowadzić swoje groźby w życie.
    Uniósł przyłbice hełmu i uśmiechnął się w kierunku swojej przeciwniczki.
    – Może ktoś ci po prostu urządził małe pranie mózgu? – podsunął, jakby nie dosłyszał jej wyjaśnień. – Do tej pory nie zdarzało ci się postępować aż tak bezmyślnie – pozwolił sobie zauważyć zbliżając się zaledwie o pół kroku w jej kierunku. Zatrzymał się, gdy otoczyła go drgająca powłoka przyzwanych przez Silent fali dźwiękowych. Zamiast jednak zmartwić się nowo powstałym utrudnieniem przyjrzał się badawczo Blossom, a szczegóły takie jak drgania palców nie umknęły jej uwadze. Zresztą – prawdę mówiąc – Tony niezupełnie się przejął uziemieniem. Znaczna część zdalnie sterowanych zbroi, wciąż była gotowa do akcji, a ewidentnie skupiona na utrzymaniu pola Silent stanowiła dla nich łatwy cel.
    – No i mnie złapałaś – oświadczył zrezygnowanym tonem. – Co teraz? - zainteresował się, a w jego głosie pobrzmiewało nuta uprzejmego zainteresowania.

    OdpowiedzUsuń
  17. No cóż, Catrice miała swoją rację. SHIELD bywało upierdliwą organizacją nawet jeśli stało się po ich stronie. Staranie się osiągnąć cokolwiek mając ich na swoim karku musiało być dopiero trudne. W dużej mierze wbrew sobie Wanda poczuła, że jej dawna sympatia do Blossom nadal znajduje się na miejscu i musi uwierzyć temu co słyszy. Zresztą Silent dość szybko potwierdziła swoje słowa ratując kobietę przed zagrożeniem.
    Kiwnęła głową na znak, że wierzy po czym przeniosła wzrok na Catrice.
    -Byłam w tym miejscu w którym się teraz znajdujesz. Musisz uważać. Nie chcę brzmieć patetycznie czy jakbym się wymądrzała, po prostu wiem, że chcąc dobrze czasami łatwo się zgubić. A nawet pomijając wybory i nasze własne ścieżki... SHIELD to ciężki przeciwnik. Mój ojciec, jak tylko się dowie, że nie jesteś już pod opieką Xaviera pewnie też ruszy Twoim tropem.- Choć zdawało się, że chciała powiedzieć coś jeszcze powstrzymała się. Jej oczy powiedziały to za nią. Życie mutantki nigdy nie było łatwe i obie o tym wiedziały i dlatego właśnie Wanda miała nadzieję, że Catrice ma na tyle rozsądku by na siebie uważać.
    -Ja i Pietro wiemy co to kłopoty. Damy sobie radę.- Zapewniła z cieniem uśmiechu wiodąc wzrokiem za spacerującą nerwowo Catrice. Coś jej podpowiadało, że to jeszcze nie był koniec tego spotkania. To byłoby zwyczajnie zbyt proste. Po chwili namysłu dodała więc. -Z mojej strony mogę tylko utrzymać to spotkanie w tajemnicy. Upewnię się, że do nikogo nie dotrą informacje o tym kto był tutaj na dachu... Zresztą mnie samej nie ufają jeszcze na tyle, bym mogła pozwolić na to by to zobaczyli. - Na dobre czy na złe złamała się. W niektórych kwestiach nie było tylko czerni i bieli. Czasami trzeba było zaakceptować szary jako kolor przewodni.

    [Brakuje mi tego arta z górą trupów :c]

    OdpowiedzUsuń
  18. Słysząc zapewnienie o ostrożności, padające z usta Catrice Wanda uśmiechnęła się mimo woli a po jej oczach widać było, że zbłądziła gdzieś myślami. A więc proszę... Silent jakimś sposobem zdobyła to, czego ona sama szukała wiele lat - wolność. Kiwnęła więc głową na znak, że ufa mutantce względem tego, że umie zadbać o samą siebie. Owszem, z perspektywy Wandy może i zachowanie rudowłosej sprawiało wrażenie nieuporządkowanego, pozbawionego sensu, ale czy komuś kto władał magią chaosu przystało robić wykłady na ten temat? Otóż nie.
    Słysząc jednak dalsze wyjaśnienia Catrice Wanda poczuła jak jej mięknie serce. Zatrzymała spojrzenie na przyjaciółce, doskonale rozumiejąc jak ciężko musi jej teraz być. Sama nie raz była uznana za tą "złą", choć Maximoff robiła wszystko co w jej mocy by pomóc, by zrobić coś dobrego.
    -Do póki tylko masz pewność, że to coś jest warte aż takiego poświęcenia możesz być pewna, że nie stanę Ci na drodze do realizacji planów. Jeśli to jest dla Ciebie tak ważne... Rozumiem.- Rzuciła w końcu krótko. W takich sytuacjach zazwyczaj buńczuczna i pewna siebie Wanda nagle traciła mowę. Zresztą kolejna prośba, jaką obarczyła ją Catrice wcale nie pomagała...
    Choć z początku Scarlet Witch sprzeciwiała się ich związkowi... W czasach kiedy rodzeństwo stało jeszcze w szeregach swego ojca, a Silent po stronie X-Menów to wiele się od tego czasu zmieniło. Los przybliżył do siebie obie kobiety zamieniając ich uprzednio negatywne relacje w coś, co można było nazwać przyjaźnią. Skomplikowaną i sprzeciwiającą się temu co rzucał im pod nogi los, ale jednak przyjaźnią. A głównym powodem zmiany nastawienia Wandy było właśnie szczere uczucie jakie zrodziło się pomiędzy Rice a jej bratem, coś czego sama mogła tylko pozazdrościć. I teraz kiedy Blossom poprosiła by Wanda ponownie stanęła w opozycji do tej relacji wiedźma z trudem przełknęła ślinę.
    -Dobrze.- Zapewniła tylko spuszczając wzrok i dopiero kiedy Catrice znalazła się obok niej zmusiła się do podniesienia głowy. Sama przytuliła mocno rudowłosą po czym odsunęła się spoglądając na byłą X-Menkę ze smutnym uśmiechem na ustach.
    -Mój ojciec nazywa gen "X" genem przetrwania. Chyba powinno się nam udać.- Odpowiedziała jedynie na słowa Catrice, intonacją jak i nieznacznym uniesieniem brwi dając znać, że "my" w tym wypadku oznaczało całą ich trójkę.

    OdpowiedzUsuń
  19. (hej hej hej! Może wątek?) Maria Hill

    OdpowiedzUsuń
  20. Wykroczył poza obszar dotychczasowej bariery, gdy ta tylko zniknęła, a czujniki w HUDzie przestały z tego powodu szaleć.
    Prawdę mówiąc Tony nagle z całych sił zapragnął być wszędzie, byle nie tu. Silent nigdy nie była w jego życiu jakąś priorytetową osobą jednakże wciąż pozostawała dawną pracowniczką Stark Industries i choć może było to pozbawione głębszego sensu Tony jej aktualne działania odbierał jako kolejny przykład na to, jak bardzo naiwnym zachowaniem potrafi być tendencja do pokładania zaufania w kimkolwiek poza sob samym.
    – Myślę, że wypad na Hawaje jednak zrobiłby ci lepiej – zauważył z przekąsem, gdy Silent zniknęła mu już z oczy i zaczęła używać swoich dźwiękowych sztuczek, aby wyraźnie słyszał każde z jej słów. – Jak kulejesz z gotówką mogę ci zaraz zafundować jakieś interesujące Last Minute – ciągnął wzruszając barkami.
    Ani drgnął, gdy Silent zaczęła się przemieszczać celem rozmieszczenia ładunków. Ściganie się z nią mijało się z celem, a podlatywanie do każdej bomby z osobna pochłonęłoby zbyt wiele czasu, aby zdołał uporać się z każdą.
    – Trzydzieści sekund – mruknął do siebie, a zaniepokojenie wywołane tymi słowami trzymało się go przez około dwie pierwsze, które zajęła mu ekspresowa kalkulacja możliwości.
    Po tym czasie doskonale wiedział, co musi zrobić, aby zapewnić sobie szanse na powodzenie. Może kilkanaście lat temu nawet Tony Stark uznałby rozbrojenie ładunku na odległość za mrzonkę godną książek SF, ale tak się składało, że był jednym z wiodących promotorów postępu technicznego. Przy wyposażeniu zbroi w skład którego wchodziły również wszelakie lasery utorowanie sobie kilku kanałów plazmowych nie było nawet szczególnie karkołomnym zadaniem. Z gotowym planem wzbił się w powietrze i wziąłby się do roboty, która byłaby wyjątkowo żmudnym zajęciem gdyby nie naglił go czas. Ostatni ładunek sprawił nawet, że Tony przez chwile gotów był zwątpić w pełne powodzenie misji, ale w dosłownie ostatnim ułamku sekundy zdołał posłać ładunek mikrofali wprost do układu elektrycznego bomby powstrzymując ją przed detonacją.
    – Silent, a co powiesz na to, że ty wyniesiesz swój zgrabny tyłek gdzieś w okolice Sybiru, a ja nie powiem dybiącym na ciebie zbirom z SHIELDu, że właśnie usiłowałaś wysadzić w powietrze połowę miasta? – zapytał lądując na szczycie jednego z wyższych budynków nawet nie przejmując się zlokalizowaniem swojej przeciwniczki, która z pewnością doskonale słyszała jego słowa.

    OdpowiedzUsuń
  21. Zawieszony w powietrzu obserwował z oddali popisy Catrice cierpliwie wyczekując momentu, w którym mutantkę znuży wodzenie go za nos.
    – JARVIS, rejestruj każdy jej ruch. Znajdziemy jej słabą stronę i jej dołożymy – zapowiedział z determinacją, bo nie był dziś w nastroju na przegrywanie.
    – Sir... Prędkość panny Blossom nie sprzyja pomiarom.
    – Skup się na nich, ja zadbam o resztę – zakomenderował i ruszył przed siebie mknąc w kierunku byłej x-menki. Wszelkie próby przewidzenia jej ruchu niestety nie wypalały, a wyrzucane przez Tony'ego pociski – w najlepszym wypadku – mijały ją o cal, a później wybuchały detonowane przez miliardera zanim jeszcze doleciały do jakiegokolwiek budynku (Nowy Jork tego dnia otrzymał ponadprogramowy pokaz fajerwerków). Przeklinał pod nosem, traktując całą potyczkę bardziej jak niepoważną zabawę niżeli faktyczną walkę i może tu leżał jego błąd, bo w momencie, gdy dodatkowy balast w postaci Silent uczepił się jego pleców nie miał czasu na reakcję. Zanim zdążył cokolwiek zrobić świat stał się jednym, wielkim zbitkiem dźwięków i barw; wszystko się rozmyło, a zbroja przestała odpowiadać stając się ciężkim balastem, który – razem z Catrice – ciągnął Tony'ego przez nieznane, a kiedy już myślał, że zaraz oszaleje wszystko ustało tak samo szybko, jak się zaczęło.
    Uderzył ciężko o piaszczyste podłoże i kilka długich sekund po prostu leżał łapiąc ciężko oddech i wbijając szeroko otwarte oczy w wąskie szpary wyłączonych wizjerów, przez które teraz widział zaledwie skrawek błękitnego nieba.
    Wreszcie Tony przetoczył się z trudem na bok i pokaszlując otworzył przyłbicę hełmu – uderzyło go gorące powietrze – zbyt gorące, jak na Nowy Jork o tej porze roku – i zapach oceanu.
    – JARVIS? JARVIS – powtórzył drugi raz, już niecierpliwie. Odpowiedziała mu cisza. – Kurwa – warknął i dopiero po paru sekundach zlokalizował spojrzeniem nieprzytomną dziewczynę, która była za to wszystko odpowiedzialna.
    Rozważał przez chwile skrępowanie jej rąk i nóg, ale szybko odrzucił ten pomysł. Unieruchomienie jej w taki sposób byłoby zwyczajnie naiwne i tylko straciłby na to czas i energię. Apropos energii... – pomyślał lustrując Blossom wzrokiem. Wyglądała na kogoś kto całkowicie wyczerpał swoje moce, więc może środki zapobiegawcze były zbyteczne. Żadne zresztą nie przychodziły mu do głowy teraz, gdy jedyną rzeczą, jaką przy sobie miał była niedziałająca, ciążąca zbroja.
    Niezgrabnie podniósł się do pionu i zdążył zaledwie zbliżyć się do Silent zanim ta zaczęła się wybudzać.
    Łypiąc na młodą kobietę z góry uniósł brwi, a następnie odsunął się na bok, gdy ta zanosząc się wcześniej niepokojąco mokrym kaszlem wypluła sporą ilość krwi.
    – Zabrałaś mnie na urlop? O to była ta cała utarczka? „Mój były szef jest zbyt zapracowany, zafunduje mu przymusowe wczasy”. – Umilkł wiedząc, że sytuacja jest tak niekontrolowana jak tylko może być. Wreszcie przykucnął obok Catrice i jak na dobrego superbohatera przystało nie zamierzał wykorzystywać jej osłabienia. – Co to miało być? Jak zaraz skonasz to cię zabiję. Nie widzi mi się ciągnięcie trupa w odciętej od zasilania zbro... – Przerwał gwałtownie pod wpływem nagłego skoku zaniepokojenia. Skoro reaktor zasilający pancerz nie działał... Poderwał się na nogi i jednym z manualnych zaworów odczepił napierśnik, a jego oddech uspokoił się dopiero wówczas, gdy upewnił się, że elektromagnes w jego klatce piersiowej nadal jest zasilany.

    OdpowiedzUsuń
  22. Najwyraźniej pewne przywileje specjalnych mocy związane były z wysoką stawką, jaką jest zdrowie. Tony nie mógł wysnuć innego wniosku, gdy przyglądał się jak Catrice po raz kolejny zgina się w pół tylko po to, aby wykrztusić z siebie jeszcze więcej krwi. Wprawdzie nie wszystkie wewnętrzne obrażenia zapowiadały najgorsze scenariusze – Tony wiedział o tym z autopsji – ale objawy każdorazowo były niepokojące. Okazywało się, że nawet oglądania kogoś kogo zaledwie kilka minut pragnęło się zestrzelić z nieba spokojnie kwalifikuje się jako nieprzyjemne doświadczenie. Zwłaszcza jeśli a – osobą tą była twoja była pracowniczka i b – doznałeś szoku w wyniku czegoś, czego nie sposób opisać tytułem innym niżeli teleportacja oraz c – nie miałeś pojęcia, gdzie się znalazłeś.
    – Hej, hej! – zawołał z irytacją, unosząc obie ręce w obronnym geście, gdy Blossom wycelowała broń prosto w jego twarz. Znalezienie się na muszce kobiety automatycznie sprawiło, że poziom empatii Tony'ego w stosunku do niej zaczął gwałtownie maleć. – To nie ja tu jestem tym złym, to nie tak, że musisz się obawiać, że ci skręcę kark – przemówił sarkastycznie ale szczerze. Uśmiercanie ludzi konwencjonalnymi metodami nie leżało w zakresie działań Tony'ego Starka – zdecydowanie wolał rozprawiać się z ludzkim życiem w schludny sposób, chociażby za pomocą laserów. Z tym, że te aktualnie leżały poza zakresem jego możliwości. Zresztą nie zamierzał się szarpać Silent o ile nie zostanie do tego zmuszony.
    Gdy kobieta ponownie straciła siły i pochyliła się opuszczając broń zignorował jej wcześniejsze żądanie i podszedł bliżej.
    – Dobra, musimy coś z tym zrobić – zaczął i bardzo powoli wyjął jej z dłoni pistolet, a następnie odrzucił go tak daleko, jak mógł. – Zacznijmy od tego, że nie będziemy przez jakiś czas próbowali się zabić. To powinno ci być na rękę skoro nie jesteś w stanie prosto usiedzieć – zauważył, a następnie bez zapowiedzi przerzucił sobie ramię Catrice przez kark i wstał dźwigając się wraz z poszkodowaną do pionu. – Po drugie – proszę, powiedz, że wiesz gdzie jesteśmy. Musimy się stąd ruszyć. Po trzecie jesteśmy kwita – ja zepsułem ci Hondę, ty zepsułaś mi zbroję. – To ostatnie powiedział tonem ociekającym sarkazmem, a następnie z miną wskazującą raczej na bezradność zaczął się rozglądać dookoła.

    OdpowiedzUsuń
  23. – Jesteś teraz tą złą. Skąd mam mieć pewność, że nie blefujesz? Może zaciągnęłaś mnie teraz dokładnie tam gdzie chciałaś. Z niedziałającą zbroją jestem tak bezbronny jak tylko mogę być. Dodatkowo... wybierasz kierunek, w który mamy się udać – może doskonale wiesz dokąd idziemy? – podsunął. Nie rozważał tego, co mówił na serio. To znaczy, jasne, jakiś pierwiastek nieufności kazał mu się trzymać na baczności, obserwować Silent i zachować wszelką ostrożność. Ale przy aktualnej liczbie niewiadomych rozdzielanie się byłoby głupotą. Westchnął cicho i stawiał krok po kroku, co w rzeczywistości było znacznie mniej banalnym zadaniem, niż mogło się wydawać na pierwszy rzut oka. Niezasilana zbroja była cholernie ciężka, a jakby tego było mało stanowił wsparcie dla Catrice.
    – Daj mi telefon i wszystko załatwię. Bo wiesz, w pośpiechu zapomniałem zabrać swojego, kiedy mnie nawiedziłaś – poinformował ironicznie. Po tym wysłuchał reszty planu kobiety i przez parę sekund uważał, że to znakomity pomysł. Potem Blossom znów targnął ostry kaszel i zrewidował zdanie.
    – Bez urazy ale nie wygląda na to, abyś mogła to zrobić – zauważył. – Po prostu idźmy, póki mamy na to siły – zaproponował. – Jak dotrzemy nad wodę... i jak do tego czasu nie wydobrzejesz na tyle, aby zmienić zdanie i mnie załatwi – bo jak słusznie zauważyłaś na razie nie jesteś w stanie – to... będę mógł z tym przysiąść. – Postukał się w napierśnik, aby zaznaczyć czym konkretnie zamierza się zająć. – Może uda mi się przemontować instalację fotowoltaiczną tak, aby nie zasilała tylko pocisków, ale i resztę pancerza... To na razie najlepszy plan jaki mam.

    OdpowiedzUsuń
  24. Maria Hill
    Ostatnie wydarzenia przyprawiły agentkę Hill o bezsenność. Opuszczała S.H.I.E.L.D. jako ostatnia i przychodziła jako pierwsza. Dowiedziała się, że Viktor von Doom obserwuje agencję i szykuje coś wielkiego. Problemem był fakt, że nikt nie potrafił go namierzyć. Ostatni raz kiedy zmierzyła się z jego Doombotami, omal nie zginęła. Żyła tylko dzięki szybkiej reakcji Iron Mana.
    Słowo „strach” nie należało do słownika Marii Hill, nie chciała jednak, aby jakiś zwariowany doktor wleciał jej przez okno. Nie czuła się bezpieczna. Budził ją najmniejszy szelest. Około godziny trzeciej stwierdziła, że już nie zaśnie. Ubrała się i poszła do swojego samochodu.
    Budynek S.H.I.E.L.D. był doskonale chroniony, także musiała otworzyć wiele zabezpieczeń zanim dostała się do środka. Ostatnim krokiem było potwierdzenie swojej tożsamości przed dozorcą.
    - Johan? - Maria rozejrzała się zaniepokojona. Zazwyczaj czatował przy drzwiach. Być może agentka była przeczulona, ale wolała nie ryzykować. Ostatni atak Doombotów też odebrała za fałszywy alarm. Wyciągnęła więc broń którą trzymała za paskiem i zaczęła skradać się korytarzem. Zobaczyła światło i usłyszała dźwięk lejącej się wody. Drzwi po jej lewej otworzyły się z impetem. Hill wymierzyła w zgarbioną postać.
    - Johan! – powiedziała ze złością – Mogłam cię zabić!
    Starszy jegomość pogłaskał się po łysej czaszce.
    - Najmocniej przepraszam Mario. Musiałem skorzystać z toalety.
    Hill opuściła broń łypiąc spode łba na dozorcę.
    - Już wychodzisz? – zapytał.
    - Co? – Maria zamrugała nerwowo – Dopiero przyszłam – zdziwiła się.
    Johan westchnął zmieszany.
    - W takim razie zapomniałaś zgasić światła w swoim gabinecie – widząc zdziwione spojrzenie agentki kontynuował – Przez całą noc miałaś włączone światło, więc myślałem, że tam jesteś.
    - Zaglądałeś do mojego gabinetu? – Było to dla niej dużo ważniejsze niż palące się światło. Miała tam dokumenty, które mogli zobaczyć tylko agenci z poziomu 6 i wyżej.
    - Ależ nie! – zaprzeczył Johan – Jestem jeden sam, więc mam wgląd we wszystkie kamery, używanie wody, czy prądu. Czerwona kontrolka ewidentnie sygnalizowała, że w twoim gabinecie używany był prąd. Ale skoro ty jesteś tu, to już je wyłączam – wcisnął jakiś guzik na kontrolerze – Elektronika wszystko ułatwia – uśmiechnął się.
    Maria próbowała odwzajemnić uśmiech, ale zapomniała jak to się robi, gdyż nie była osobą często śmiejącą się. Dlatego pokiwała tylko ze zrozumieniem głową. Faktycznie ostatnio była tak zapracowana, że mogła zapomnieć zgasić światła.
    - Dzięki Johan – powiedziała i poszła do gabinetu.
    W środku nic nie wskazywało na nieproszone odwiedziny kogoś spoza S.H.I.E.L.D. Wszystko było tak jak zastała. Tylko jedna rzecz ją niepokoiła. Chłód panujący w pomieszczeniu. Podeszła do okna. Było niedomknięte. Marii zabiło mocniej serce. Ktoś musiał wyjść z jej gabinetu przez okno, a ponieważ z zewnątrz nie ma klamki, uciekinierowi nie udało się zamknąć. Ale jedna rzecz niepokoiła agentkę Hill bardziej. Jak włamywacz się tu dostał jeśli nie przez okno i czego szukał. Maria w panice zaczęła przeszukiwać te najbardziej tajne dokumenty. Niezależnie od tego, czy włamywacz znalazł to czego szukał, czy też nie, Maria postanowiła przyczaić się w gabinecie nocą i dopaść nieproszonego gościa.

    OdpowiedzUsuń
  25. – Au! – warknął kiedy Silent zaserwowała mu wprost do uszu zwielokrotnione odgłosy szumiącej w oddali rzeki. Potrzebował chwili, aby w pełni otrząsnąć się po tym nieprzyjemnym doznaniu i znacznie mu to ułatwił sposób, w jaki kobieta się do niego zwróciła. – Znacznie lepiej byłoby, gdybyś wyciszyła siebie, powszechnie wiadomo, że mam do powiedzenia dużo ciekawych rzeczy.
    – Przestań sobie wyobrażać, że wiem, jak pracuje mózg kogoś kompletnie pokręconego – to było wszystko, co miał do powiedzenia po monologu o telefonie. – I moja zbroja nie wysiadła. To reaktor – kto wie, może nawet jest to jakaś mechaniczna usterka, skoro ten drugi ma się znakomicie.
    W gruncie rzeczy... mógłby podłączyć zbroję do reaktora w swojej klatce piersiowej. Początkowo tak właśnie robił, dopiero później ze względu na bezpieczeństwo zmienił nawyki. Mógłby stąd odlecieć bez narażania się na jakieś komplikacje czy ataki ze strony Catrice.

    Gdy tylko znaleźli się w gąszczu drzew zamknął przyłbicę, chowając się przed egzotyczną fauną i florą, która wywoływała u niego dreszcze niepokoju. Na samą myśl, że jakieś pełznące paskustwo mogłoby mu się zawieruszyć gdzieś pod pancerzem włoski na karku stawały mu dęba.
    Uwagę od przemyśleń na temat jadowitych pająków i węży odciągnął od niego fakt, że Silent się puściła i dotarła do źródła wody.
    Sam znacznie mniej śpiesznie dotarł do brzegu przypatrując się nieufnie rzece. Chyba nie był jeszcze dość spragniony, aby ryzykować napiciem się.
    – To wszystko brzmi wspaniale poza jednym szczegółem: wpuszczenie ciebie na pokład. Wybacz ale nie upadłem na głowę.

    OdpowiedzUsuń
  26. Maria Hill
    Ktoś niepożądany był w gabinecie Hill, a agentka nienawidziła, kiedy ktoś grzebał w jej rzeczach. Jednak najbardziej wściekał ją fakt, że ktoś w ogóle był w stanie dostać się do środka, bez jej wiedzy. Wyjrzała przez otwarte okno, ale nikogo nie dostrzegła. Wiedziała, że ktokolwiek tu był, musiał mieć jakieś nadprzyrodzone zdolności. Miała też nieprzyjemne uczucie, że nie jest w gabinecie sama. Czujna, wróciła do grzebania w szufladach.
    Zanim mutantka się odezwała, Maria zgadła, że ktoś się za nią pojawił. Usłyszała, głos którego nie potrafiła dopasować do żadnej znanej jej osoby. Dopiero kiedy zobaczyła dziwną wiązkę wokół swojej głowy i wysłuchała mutantki, pojęła z kim ma do czynienia.
    - Catrice Blossom, czytałam twoje akta. X-menka, agentka Hydry, a nawet agentka S.H.I.E.L.D. No, no… Masz co wpisać do CV – powiedziała Hill – Miałam przeczucie, że w końcu się zobaczymy – dodała z przekąsem. – Widzę, że znalazłaś to, czego szukałaś? A może nie, skoro potrzebujesz mojej pomocy? – Maria grała na czas ponownie powoli wyciągając broń zza paska spodni – Osoba z takimi zdolnościami jak twoje, przydałaby się agencji. Jak nie S.H.I.E.L.D., to innej, pomagającej cywilom. Ty natomiast zachowujesz się jak nadczłowiek wykorzystując moce tylko i wyłącznie dla swojej korzyści. – Maria wykręciła sobie rękę za plecy, tak że lufa broni była wycelowana w brzuch Catrice. – Teraz możemy rozmawiać. Ty masz mnie na celowniku, a ja ciebie. To się nazywa gra fair play… A więc czego oczekujesz ode mnie panno Blossom?

    OdpowiedzUsuń
  27. Maria Hill

    Hill była bardzo zadowolona, ze swojej sprytnej zagrywki, do momentu, kiedy Silent dosłownie rozpłynęła się w powietrzu i zmaterializowała za placami agentki. Zazgrzytała zębami i obróciła się powoli w kierunku nieproszonego gościa, wciąż mają świadomość, że dźwiękowy krąg może w każdej chwili zacisnąć się wokół jej szyi. Dlaczego kłopoty zawsze zaczynają się w jej biurze? Najpierw wizyta Starka, która zakończyła się wysadzeniem jego posiadłości. Później pojawiła się agentka Romanoff i budynek S.H.I.E.L.D. został zbombardowany… „A teraz ta psychopatyczna mutantka” – pomyślała Hill. Mimo wszystko poczuła jednak niewysłowioną ulgę, kiedy Blossom pozbyła się wiązki światła z jej szyi. Słowa, które wypowiadała włamywaczka poniekąd imponowały Marii. Faktycznie, nie zwróciła uwagi podczas czytania akt, na wzmiankę o liczbie ofiar. Agentka zastanawiała się, jak taka inteligentna osoba doznała takiego zakrzywienia moralnego, co ją tak zraziło? Wiedziała, jednak że zaistniała sytuacja nie sprzyjała dyskusji i że nie powinna się wychylać, jeśli nie chce zmienić statystyki ofiar z 0 na 1. Ale Maria nie zwykła okazywać słabości. Zraniłoby to jej dumę. Więc po chwili milczenia, nie wytrzymała i powiedziała:

    - Nie okłamujmy się, nie jesteś w stanie nikogo skrzywdzić.

    Zobaczyła jak Silent zniszczyła schowaną broń i znalazła mikrofon. Zaniepokoiło ją to. Nie wiedziała o podsłuchu. Kiedy przejęła gabinet sprawdzała go dokładnie, co oznaczało, że nie wie od jak dawna była podsłuchiwana i jak ten ktoś zaczął ją inwigilować. Jej czujność zwiększyła wzmianka o ubytku broni z magazynów Hydry. Catrice Blossom faktycznie udało się zainteresować Hill. Nie była pewna co powinna zrobić w tej sytuacji. Dalej próbować walczyć (co raczej było mało skuteczne), wezwać pomoc? Mogłoby to spłoszyć Bolssom. Dlatego właśnie Hill postanowiła nie zwracać uwagi na instynkt samozachowawczy i skinęła głową, co oznaczało, że chce wiedzieć więcej.


    OdpowiedzUsuń
  28. Maria Hill
    Zdaniem Marii Hill, Silent była imponująco odważna i równie sprytna. Podczas wypowiedzi rudowłosej, agentka S.H.I.E.L.D. zdała sobie sprawę, że gdzieś w głębi duszy to nawet niejako podziwia włamywaczkę (oczywiście nigdy nie przyznałaby się do tego). Logiczne tłumaczenie Silent, sprawiło że Hill spojrzała na nią przychylniej i pokłady agresji, jakie w sobie dusiła, nagle wyparowały. Trwało to jednak tylko chwilkę. Negatywne emocje powróciły, kiedy Silent przetransportowała się razem z Hill na dach jednego z budynków. Nigdy wcześniej agentka nie miała okazji podróżować w ten sposób. Kiedy wylądowały zaczęło jej się dwoić w oczach i omal nie zwymiotowała. Zastanawiała się, czy Blossom towarzyszą takie dolegliwości kiedy podróżuje. Hill ukucnęła na moment, żeby złapać oddech. Kiedy się podniosła zobaczyła przed nosem pendrive. Wzięła go i schowała do wewnętrznej kieszeni swojej kurtki. Wciąż miała mieszane uczucia, co do intencji Silent, ale postanowiła je zignorować.

    - Dzięki – powiedziała i zaproponowała, żeby przejść się do kafejki internetowej niedaleko stąd – Idziesz ze mną? Tylko mnie nie dotykaj! Zejdę sama – Ruszyła w kierunku drzwi, przez które można zejść na klatkę schodową, a ponieważ były zamknięte wyłamała zamek i kulturalnie zeszła po stopniach, aż dostała się na pustą ulicę. Naprzeciwko jarzył się neonowy szyld. Litery układały się w hasło : Kafejka Kaczuszka. Zażenowana weszła do środka i usiadła przy jednym ze stanowisk. Nie rozglądała się, więc nie wiedziała, czy Blossom jest w środku, ale nawet, jeśli jej tam nie było, Hill mogła mieć pewność, że ruda ją usłyszy.

    - Zanim to odpalę – powiedziała niejako sama do siebie – Chciałabym, żebyś odpowiedziała mi na dwa pytania. Dlaczego nie zwróciłaś się z tym do Fury’ego? – poczuła na sobie spojrzenie kasjera, więc posłała mu groźna minę. Z pewnością wziął ją za szaloną. – I co najważniejsze… Czego szukałaś w moim biurze?

    OdpowiedzUsuń

  29. Są chwile, którym jedyne co może dodać trochę atrakcyjności to skopanie do nieprzytomności słodkich kociąt bądź przesympatycznych, łaciatych szczeniaków, które lekko są oblepione błotem. Takie widoki powinny powodować drżenie warg u starszych pań, bądź dziewczynek, które wciąż posiadały swoje różowe kocyki.
    Katiuszka nie miała nigdy swojego różowego kocyka.
    Chyba.
    Siorbnęła nosem, rozglądając się gorączkowo. Sprawa była prosta, prawda?
    Była.
    Miała znaleźć jakąś rudą, jakąś...eee... Dobra, od początku.
    Do knajpki, gdzie pracowała wszedł jegomość, z rodzaju samiec, z rodzaju palący, z rodzaju w długim prochowcu, co wyglądało, jakby idiota urwał się z jakiegoś filmu i nie był to film typowo współczesny. Mimo jasnego pomieszczenia nosił też okulary przecisłoneczne.
    Katiuszka oczywiście nie zauważyłaby wejścia, a było to wejście przez duże W, zajęta gadaniną z kucharzem, Renee.
    - I tak siedząc na tym kiblu, se tak myślę, czaisz nie? - mówiła dość luźnym tonem, wyjadając komuś kawałki warzyw z talerza - No i tak se myśle. Iron Man, superbohater i milioner. Batman, ten z komiksów, nie? Superbohater i milioner. - Wyciągnęła rękę, by chwycić kawałek ogórka - No i ja mam takie małe, zajebiste pytanie: Dlaczego Paris Hilton nie jest superbohaterką?
    Renee popatrzył na przyjaciółkę w zadumie.
    - Myślę... - wybęłkotał. Dobrze, że zapach jedzenia trochę niwelował zapach alkoholu - Myślę, że za dużo siedzisz na kiblu - oznajmił całkiem przytomnym głosem.
    Tymczasem jegomość w prochowcu przestąpił z nogi na nogę.
    - Przepraszam? Mam ważną sprawę....
    Kelnerka machnęła na niego ręką.
    - Spoko, szefuniu, siądź se przy stole, zaraz ci przyniosę kartę. Luzik.
    Na twarz mężczyzny najpierw wypłynął dość pokaźnej wielkości wyraz zaniepokojenia, a potem dopiero przebiegłości.
    - Czy nie wiedzą państwo, gdzie znajdę kogoś, kto mógłby coś dla mnie zrobić?
    Katiuszka zamrugała. Odgarnęła różnokolorowe loki z twarzy i uśmiechnęła się złośliwie.
    - Dobra, koleżko, powiem któtko: dwadzieścia dolców i zrobi się co trzeba, ale co nie obejmuje zwierząt futerkowych i dzieci. Szczególnie dzieci. Paskudne, przerośnięte płody.
    Mężczyzna uśmiechnął się z wymuszeniem.
    I tak właśnie Katiuszka wylądowała z paczką szukając... No właśnie. Zapomniała kogo. Tak się cieszyła z tych dwudziestu dolców, że zapomniała zarejestrować iformacji, kogo w ogóle szuka.
    I nie wiedziała, gdzie wogóle się znajduje.
    - Hop hop! Jest tu jakaś ruda? Yy... bo miałaś być ruda? Kurde...

    OdpowiedzUsuń
  30. Tony westchnął brzmiąc na szczerze udręczonego swoim położeniem. Łypnął na Silent tak, jakby odpowiadała nie tylko za bieżące niedogodności, ale i ponosiła winę za wszystkie inne kataklizmy świata.
    – Nieważne – sarknął z niecierpliwością, zwilżając wcześniej spierzchnięte wargi. Następnie opuścił wzrok na źródło wody i skrzywił się pod nosem. Nie, zdecydowanie nie napije się wody z nieznanego źródła. Zwłaszcza w takiej dziczy.

    Wobec tego geniusz, miliarder, playboy i filantrop stał u brzegu, rozglądał się z minimalną dozą zaciekawienia jaskrawej zieleni flory, która występowała w tym miejscu i zastanawiał się dlaczego jego życie musi być tak cholernie pokręcone. Raz za razem trafiały na niego dziwniejsze wydarzenia, wiec wszelkie co nowsze niespodziewaności powoli przeistaczały się w coś czego nie sposób skwitować reakcją żywszą od uniesienia brwi.
    Przemyślenia urozmaicił nieregularnym ryciem metalowego buta o przybrzeżną glebę, z której wykopywał wszelkie kamyki z pluskiem posyłając je do wody. Przerwał to bezproduktywne zajęcie dopiero wówczas, gdy wyłapany kątem oka ruch po jego lewej stronie pobudził w jego mózgu niejasne wrażenie podejrzliwości. Utkwił wzrok w Catrice i spokojnie obserwował proces wtłaczania chemikaliów do krwiobiegu.
    – Co to za dopalacze? – zapytał z przekąsem, ale nie aż takim, z jakim zwróciłby się do laika. Ostatecznie panna Blossom znała się na chemii nieco lepiej od przeciętnego wyjadacza chleba. – Niech ci będzie – zgodził się już nie dbając o dalszy przebieg zdarzeń. Był już tym znużony i miał wrażenie, że Silent też jest. W każdym razie... wbrew oskarżeniom młodej kobiety nie zamierzał niczego wymyślać. Ona nie była jego problemem, przynajmniej póki nie włamywała się do Stark Tower. Teraz byli daleko, jego nerwy opadły i... chrzanić to, niech SHIELD martwi się sam, on już ma na dzisiaj dość. Teraz we krwi zamiast adrenaliny potrzebuje alkoholu.
    – Ładny okaz – uznał przyglądając się pełznącemu gadowi z przechyloną głową, choć pod zbroją oblekły go ciarki, które wydawały się rozchodzić po jego ciele opieszałymi falami sferycznymi. Przestąpił krok naprzód zanurzając nogę do połowy łydki, a zaskoczone nagłym skokiem temperatury zwierzę rozprężyło się i zniknęło w rzece. Najwyraźniej nieźle radziło sobie z pływaniem, bo Tony'emu kilka sekund po tym mignął jeszcze serpentynowaty kształt węża.
    Dwie minuty później Stark poległ w ostatecznym starciu poczucia obowiązku z wrodzonym hedonizmem i wygłosił ładną, krótką przemowę na temat tego w jakim niebezpieczeństwie jest.

    OdpowiedzUsuń

  31. Katiuszka zapatrzyła się na dziewoję, która się odezwała. A patrzeć POTRAFIŁA.
    Mianowicie jak psychopatyczna mangusta, skupiając wzrok w okolicy lewego ucha rozmówcy i przełykając ślinę w bardzo głośny, niemal niegrzeczny sposób. Takie spojrzenia można spotkać u fanek wampirów, które świecą jak diamenty, a które wierzą że same są wampirami. Takie spojrzenie...
    Wróć!
    Katiuszka następnie zamrugała. Jej dość niecodzienna fizjologia sprawiała, że nie musiała mrugać, jednak trzeba przyznać, że właściwie lubiła to robić. Trudno powiedzieć dlaczego.
    Potrząsneła burzą kolorowych włosów i wzruszyła ramionami.
    - A wiesz... Za cholerę nie mam pojęcia. No kurdę... - zawahała się, zezując na dziewoję i marszcząc brwi. - Bo to było tak, kurdę. Wpada do naszej knajpki taki kolo, nie? Taki wiesz, jak z dzikiego zachodu. No, może nie z zachodu, ale na pewno dzikiego. Prochowiec miał. I mówi, że szuka ludzi. No i jestem. Z paczką. Za cholerę nie pamiętając kogo miałam znaleźć. Pamiętam, że miała być ruda. Coś tam jeszcze gadał, ale sama rozumiesz... Czekaj, wiem! Coś na C... Albo K? Albo... Uch. O już wiem. Coś mówił o darciu ryja. Chociaż nie. Gadał o... dźwiękach? Ale myślałam, że jest na lekach. Lub ujarany. Lub... Mniejsza.
    Potrząsnęła na próbę paczuszką. W środku było coś ciężkiego, zbitego w jedną masę. Odpowiedziała na spojrzenie niebieściutkich oczu i westchnęła.
    - Mam nadzieję, że w środku nie ma płodów czy czegoś podobnego. Powaga, widziałam taki film... - znów się rozgadała, jasno wykazując, że tak ona, jak i osoba która powierzyłaby jej jakiekolwiek zadanie, nie mogły być nawet w ułamku procenta normalnymi. A na Katiuszkę wystarczy spojrzeć. - ... A na końcu rozpuścili w wannie ciała. Super, nie? Muszę go ściągnąć... - Zapisała sobie eletroniczną notatkę w głowie, przez chwilę stając bez najmniejszego ruchu, by następnie wyszczerzyć zęby, jakby znów wszystko było w porządku.
    Następnie rozejrzała się uważnie. Trzeba przyznać że wystrój był całkiem interesujący. No może nie do końca w jej guście, ale jak się nie ma co się lubi...
    To się kradnie co popadnie.
    - Swoją drogą fajnie tu. Znaczy spodziewałabym się tu jakiś wilkołaków, czy czegoś podobnego, ale co tam. Chociaż to tutaj na podłodze wygląda jak krew. Lub ketchup, nie wiem co gorsze... - Rozejrzała się znowu. Wzruszyła ramionami - Dobra, nic tu po mnie, ważne, że zapłacił z góry, mam nadzieję, że jeszcze nie będzie u nas siedzieć, bo będzie siara i będę musiała zmyślać i w ogóle...Czekaj, głupie pytanie, ale... jesteś gothem? Sorry, zawsze mylę emo z gothem. Bo to się goth nazywa? - właśnie podkreślała samym zachowaniem, że idioci jakimś cudem nie są od razu usuwani przez dobrą matkę naturę...

    OdpowiedzUsuń

  32. Ach... Więc obca, racząca się wcześniej alkoholem dziewoja chce wyjść na zaplecze?
    Bacząc na miejsce, w którym się Katiuszka znalazła, a także te indywidua, które całkiem możliwe, że istniały do rasy ludzkiej, podejrzewała jak może skończyć. Z poderżniętym gardłem, obrabowana. A Ciemnowłosa dziewoja pewnie zrobi sobie z jej uszu naszyjnik.
    - Ale super - ucieszyła się, klaszcząc w dłonie, chociaż nieco zdziwiona, że tak uparcie została pociągnięta w tamtym kierunku - Ejże, ta radosna przemoc jest nie na miejscu, neee? Przecież idę...
    Postukała się w czoło. A potem...
    No właśnie. Aż sama nie wiedziała, jak to wszystko się działo, ale pisk urządzeń w głowie spowodował, że rzuciła się na kolana, łapiąc się za skronie i krzycząc.
    - Pieprzone to coś!! Co to w ogóle było, odwaliło ci już kompletnie?!
    Fala uderzeniowa? Teleportacja? Co jest do diaska? Kopnęła niebieski kontener na śmieci.
    Na ogół Katiuszka była twardym zawodnikiem, wiedząc, że mało co może jej zaskoczyć, w końcu to ona zaskakiwała innych. Oddychając ciężko, czuła, jak niektóre aplikacje w sprzęcie, jaki miała poinstalowany w głowie zaczynają migotać jej przed oczyma, mimo że nie próbowała ich włączać siłą woli tak, jak robiła to zawsze.
    - I co, kuźwa, wybucha? A może wyskakuje z niego jakiś ziejący ogniem kurczak? Uch, moja głowa...
    Fakt, że jej rozmówczyni okazała się mutantką czy kimś w tym guście, która dodatkowo przy pierwszym kontakcie uwolniła moce... Pięknie. Sama nie miała zamiaru się zdradzać. Wstała z trudem, otrzepała kolana, po czym pokręciła głową.
    - Uch, chyba będę żygać - jęknęła, podpierając się o przewrócony śmietnik - No dalej, maestro. Idź i sprawdź, co tam jest, a ja sobie już chyba pójdę... - zaczęła kuśtykać w kierunku wyjścia. Miała wrażenie, że normalny człowiek nie powinien aż tak się paskudnie czuć, ale... Cóż. Miała wrażenie, ze wszystko ma tak kopnięte w głowie, że bez porządnego przeglądu i diagnostyki się nie obędzie. Świetnie, znów całą noc spędzi siedząc w fotelu, podłączona do mamusiowego komutera. Bosko. - Durni mutanci, czy inne dziadostwo... - mamrotała do siebie, wkładając dłoń w kolorowe włosy i rzucając wciąż dziewczynie spojrzenia, jasno wskazujące, co teraz o niej sądzi.
    Tymczasem otarta paczuszka kryła w sobie niewielki koralik. Okrągły, z lekkim wyżłobieniem na boku, błyszczał lekko. W kolorze zieleni, leżał w o wiele za dużym pudełeczku na biżuterię o krwistej barwie.

    OdpowiedzUsuń
  33. Maria Hill
    Agentka niepewnie otworzyła zawartość pendrive, rozglądając się ukradkiem czy nie są obserwowane. Okazało się, że był zakodowany. Postanowiła nie pytać Silent o hasło, tylko sama zgadnąć. Po dziesiątej próbie zawiesił się na minutę. Przegrana Hill mruknęła pod nosem:
    - Podaj hasło… - Wiedziała, że Silent ją słyszy. Kiedy je otrzymała okazało się, że przenośna pamięć jest pusta. Przynajmniej tak się zdawało. Foldery ukazywały się stopniowo, tak aby osoba niecierpliwa odłączyła pendrive, myśląc, że nic tam nie ma.
    - To twój pomysł? – wyrwało się Marii. Mężczyzna siedzący przy komputerze obok zerknął na nią pytająco. Agentka posłała mu spojrzenie godne bazyliszka tak, że ten wystraszony przesiadł się dwa stanowiska dalej – Byłoby prościej, gdybyś nie chowała się w ścianach… Też mi kostium. Od razu widać, że jesteś szemranym osobnikiem – nie potrafiła oprzeć się pokusie, żeby dodać jeszcze kilka innych zgryźliwości.
    Otworzyła pierwszy folder zatytułowany liczbami. Stary komputer długo ładował pliki, ale Hill nie musiała widzieć wszystkich, wystarczyło jej kilka pierwszych. Były to obszerne dokumenty, a każdy zatytułowany nazwą agencji lub organizacji: C.I.A., Hydra, NASA, S.H.I.E.L.D., Stark Industries i wiele innych, łącznie z grupami terrorystycznymi. Oczywiście otwarła plik z nazwą agencji, do której przynależy. W środku znalazła wszystko to, czego nikt, nigdy nie powinien wiedzieć. A już na pewno, nie nosić tego w pendrive! Plany budynku, rozpisane zabezpieczenia, raporty ze wszystkich akcji i lista agentów. Kliknęła w swoje imię. Zobaczyła zdjęcia, od dzieciństwa, do wczorajszego popołudnia, kiedy widziała się ze Starkiem w kawiarni. Jej życiorys był opisany tak szczegółowo, że nie patrząc na resztę plików wyciągnęła szarpnięciem urządzenie w komputera. Nikt o tych rzeczach nie wiedział. Nigdy nikomu nie mówiła, a więc jak ten dokument powstał?!
    - Skąd to wzięłaś? – zapytała przez zaciśnięte zęby.

    OdpowiedzUsuń
  34. [Dzięki! Ja do tego pana, znaczy się panów: Punishera, jak i Jona pałam dziwną sympatią. Oczywiście, Jon podołał, a ja zakochałam się w tej jego roli i marzę, by dali mu oddzielny serial XD No, ale tutaj i teraz... Chętnie jakiś wątek.]
    Punisher

    OdpowiedzUsuń
  35. [Frank eliminuje takich ludzi, a jak dochodzi do tego przemoc względem kobiet i dzieci, czy zdrady to także bardzo go drażni, bo ciągle ma wspomnienia swojej rodziny w głowie. A, co jak co, był przykładnym ojcem i mężem. W sumie jest to taki pomysł, który nie może nie pasować, bo jest uniwersalny i ma dość szerokie możliwości rozwinięcia go, w późniejszym czasie nawet w kolejny. Sądzę, że to jest sprawa, która może skrzyżować ścieżki Silent i Franka. Z tym, że twoja postać kieruje się tym, co się tyczy owej kobiety, a Castle odnośnie ogólnej działalności i domniemanych powiązań z grupą, która miała coś wspólnego ze śmiercią jego rodziny. A o kobiecie i dziecku dowiedziałby się później... Co zapewne wymusiłoby nieco zmianę planu działań z: "wystrzelać wszystkich" na coś innego, oszczędzając niewinnych (o ile tacy naprawdę są).]
    Punisher

    OdpowiedzUsuń
  36. Żyjąc w Nowym Jorku trzeba było się nastawić, że prędzej, czy później będzie się miało styczność ze światem, który rządzi się własnymi prawami. Brudne interesy, ustawiane walki, przetargi wygrywane w tajemniczy sposób, znikający ludzie i przemoc. Większość amerykańskich miast w mediach przedstawiana była sielankowo, od czasu do czasu wspominano o jakiś porwaniach, morderstwach i handlu narkotykami, ale Rada Miasta, jak i Ci, którzy za zamieszanie odpowiadali starali się wszystko ukryć, a przynajmniej przypiąć łatkę "nic nieznaczącego wydarzenia", "jednorazowego wyskoku". Nowy Jork to było dziwne miasto, niby pełne superbohaterów, ale i pełne mafii, gangów i przedziwnych ścierw, raz po raz zamykanych i wychodzących z więzień.
    Superbohaterowie w pelerynach, czy też bez najczęściej bili się między sobą często zapominając o tym, że zło rodzi się także pomiędzy szarymi ludźmi. Nie wszyscy stawali się kolejnymi Wilsonami Fiskami. Policja miała pełne ręce roboty, ale zawsze kierowała się dobrem, sprawiedliwością... i całą resztą słów, które w słowniku miały piękne opisy.
    Ci, którzy mieli cierpieć cierpieli, a Ci, którzy mieli pieniądze i znajomości bez problemu wyślizgiwali się z rąk władz.
    Frank większość życia spędził w tym mieście. Ostatnie kilka miesięcy błądził, gdzieś w Europie, by dwa tygodnie temu powrócić. Zbyt długo nie odwiedzał grobu swojej rodziny. Ale nie tylko to było powodem jego powrotu do USA.
    Zabójca jego rodziny pracował dla pewnej mafii, której boss już dawno temu zginął, jak i większość członków, ale okazało się, że miał syna, który teraz pragnął wynieść na szczyty spuściznę ojca, jednak był nieuchwytny. Ale wszystko ma swoje słabe punkty. On też miał, a Castle wiedział, jak po nitce dojść do kłębka. Krok po kroku do celu.
    Kolejnym krokiem zbliżającym go do głównego celu był całkiem wpływowy koleś, który powoli piął się na szczyt mafijnych szych. Facet był chrzestnym mężczyzny, którego poszukiwał Frank. To miał być bolesny cios, jeden z wielu, jakie zostaną zadane i zmuszą, niejakiego Jeffa Sainta do wyjścia z ukrycia.
    Dopił resztę mocnej kawy i wyrzucił kubek do zielonego kosza stojącego przy słupie oświetleniowym. Wsiadł do auta i odjechał zmierzając wprost do celu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie miał problemów z dotarciem w pobliże posiadłości swojego celu. Przy bramie stało dwóch ochroniarzy, którzy wyraźnie byli znudzeni swoją robotą. Westchnął, po czym uśmiechnął się nieznacznie pod nosem i przycisnął pedał gazu wbijając się w stalową bramę, która bez problemu ustąpiła pod naporem wzmocnionego przodu. Ochroniarze padli na ziemię z krwawiącymi ranami.
      Pontiac: 1969 GTO Judge w czarnym kolorze zwolnił tempa, aż w końcu zatrzymał się na podjeździe domu. Castle spodziewał się mocnego powitania, ale nikt w niego nie celował, a mężczyźni pilnujący drzwi zdawali się być nieprzytomni. Z karabinem w dłoni, a strzelbą zawieszoną na plecach stanął na krótką chwilę przy swoim samochodzie. Czyżby ktoś go uprzedził?
      Nieprzytomnych mógł zastrzelić od razu, ale postanowił zająć się nimi później. To nie o nich tu chodziło. Ktoś inny był głównym celem. A oni to tylko pionki, choć także zasługujące na karę. Załatwi ich na pożegnanie.
      Przygotował karabin, nie będąc pewnym, co zastanie po wejściu do środka i trzymając palec na spuście kopnął w drzwi mierząc przed siebie. W domu powinno być ok. 22 osób, w tym ten, którego chciał dopaść.

      Usuń
  37. Zdecydowanie nie należał do zolwnników mutantów, osób zmodyfikowanych genetycznie, czy jakichkolwiek superbohaterów, co ich imiona wiwatowały tłumy. I nie musiał mieć przeczucia, a po protu wiedział, że trafił na kogoś z tej drugiej kategorii. Nie żeby dzielił ludzi w jakiś dziwny sposób, ale... Na pewno to coś, znaczy się ta kobieta nie była zwykłym człowiekiem.
    Najłatwiej byłoby pozbyć się jej, jak i całej reszty, ale wiedział, że to mogłbo by być zbyt pochopną decyzją. Cóż, w końcu Daredevila też nigdy nie zabił, choć miał okazję i chęć. Stał w miejscu i spoglądał przed siebie na coś co przypominało taflę lodu, ale migotało jak ekran telewizora. Nie miał pojęcia z czym mam do czynienia, więc musiał być ostrożny. Nadal pewnie trzymał broń. Przyglądał się nieco pytająco dziewczynie stojącej przed nim, ale za barierą, jaką zapewne stworzyła. Szczwana bestia!
    – Nie należę do żadnej drużyny – odpowiedział oschle nie spuszczając kobiecej postaci z oka. Wolałby już mieć za sobą wszystko, a nie tracić czas na jakieś dyskusje z niewiadomo kim. – I chciałbym zrealizować swoje zamierzenia. – Rzadko wypowiadał się złożonymi zdaniami, najczęściej z jego ust padały krótkie odpowiedzi. – Poruszył się zniecierpliwiony. – Wy, to jednak potraficie każdego wkurzyć. – mówiąc to miał na myśli typ postaci, takich jak Spider-Man, czy Daredevil. Bo kobiecą postać przypisał do tego rodzaju.
    – Długo zamierzasz mnie tu trzymać? Poczekamy, aż sam boss się pojawi? – wyraz jego twarzy wyraźnie wskazywał na niezadowolenie.
    Frank Castle

    OdpowiedzUsuń
  38. Nie planował uczestniczyć w tym pokazywaniu nadzwyczajnych umiejętności, ale ciężko było dyskutować, gdy nowa znajoma zrobiła to w takim tempie, i w taki sposób.
    – Jak ja nienawidzę takiego cyrku – mruknął pod nosem czując, jak znów staje na nogach, a jego żołądek właśnie wykonuje trzecie salto. Wstrzymał oddech próbując wyeliminować odruch wymiotny. Na szczęście, z pozytywnym efektem.
    Nienawidził, jak ktoś mu wchodził w drogę i cały plan trafiał szlag. Miał wejść zabić kilkunastu ludzi i wyjść, ale nie... to byłoby zbyt piękne. To mu się przypałętało takie coś.
    – Czyżby dobroduszność nie należała do twoich przymiotów? – wypowiedział z ironią w głowie i wycelował w jednego ze zmierzających w ich kierunku ochroniarzy, a chwilę później drugi padł trafiony kulą w głowę. Frank był typem, który rzadko chybiał. Niemalże każdy strzał trafiał do celu. A najczęściej cele te były ruchome, a w dodatku były ludźmi.
    – Jestem tu tylko z jego powodu, ale nie mam pojęcia co ciebie tu sprowadziło. Wolałbym, by każdy odwalił swoją robotę nim zjawi się wsparcie, albo policja.
    A wszystko było kwestią czasu.
    Castle ruszył przed siebie będąc przygotowanym na kolejne strzały. Kolejna krwawa jatka. Wystrzelił jeszcze kilkukrotnie dobijając konających na podłodze i ruszył szybkim krokiem na piętro.
    Frank Castle

    OdpowiedzUsuń
  39. Wydawał się niewzruszonym typem i wszyscy dookoła mieli go za dupka, który naprawdę nie liczy się z niczym, ani nikim. Było w tym wiele prawdy, ale było też sporo niedomówień. Kobiet (nie licząc mafijnych mamusiek) i dzieci nie krzywdził, jak i nienawidził, gdy ktoś podnosił rękę na osoby, które dla niego były świętością. Nie miał pojęcia, jak można było poniżać, bić... Jak można było traktować tak żonę, matkę, koleżankę, czy dzieciaka? Zacisnął zęby.
    Wpakował cztery kulki w kolejnego gościa, który liczył, że pozbędzie się intruzów. Przynajmniej, w towarzystwie tej dziewczyny, oszczędzał sporą ilość amunicji. Czyli był to jakiś plus.
    – Dzisiaj miało tu nie być jego żony, ani dzieciaka – powiedział ni to do siebie, ni to do kobiety. Przygotowywał plan tak, by nie ucierpiał nikt niezwiązany ze sprawą. – Zresztą plan wziął w łeb w chwili, gdy ktoś się napatoczył – miał na myśli towarzyszkę.
    Zabił kolejnych dwóch osiłków, ale poczuł piekący ból w lewym ramieniu. Pocisk drasnął jego rękę i zniszczył kurtkę. Popatrzył na krwawiącą ranę i szedł dalej.
    – Zajmę się głową tego biznesu, a ty... – westchnął – zrobisz, co będziesz uważać za słuszne.
    Ruszył w kierunku gabinetu bossa. Wiedział, gdzie jest. Niemalże wyobrażał sobie jego paniczny strach.
    – A właściwie, jak ty się zwiesz? – nim odszedł dalej, odwrócił się zadając pytanie i dwoma strzałami dobił mężczyznę leżącego przy jego nogach.
    Frank Castle

    OdpowiedzUsuń
  40. Czasem były korzyści z działania z kimś, kto kierował się czymś choć odrobinę podobnym, do tego co kierowało nim. Gdzieś w głębi cieszył się, że zaoszczędziła mu spotkania z granatem. Mało kto lubił takie spotkania, a jeszcze mniej było tych, co takowe przeżyli.
    – Dzięki – wymruczał pod nosem, gdy drzwi się przed nim otworzyły.
    Natychmiast wymierzył, ale nie karabin, a strzelbę w postać mafijnego bossa, który mógł już odliczać sekundy do swojego końca. Trzymał palec na spuście, ale wstrzymywał się przed strzałem.
    – Wyprowadź stąd, tych co ocaleli – miał na myśli kobietę i jej dzieciaka. – Daj mi pięć minut.
    Zasugerował by wyszła i zamknęła za sobą drzwi.
    Podszedł bliżej mężczyzny klęczącego na podłodze. Przyglądał się jego osobie i temu, jak pożerał go strach i panika. Zdawać, by się mogło, że po twarzy przemknął cień uśmiechu.
    – Młody Saint nie przybędzie z ratunkiem, a może się mylę? – na moment przestał mierzyć w mężczyznę, który przełknął ciężko ślinę. Frank sięgnął po granat leżący na podłodze tuż przy ścianie i wsunął go do kieszeni, po czym znów wycelował. – Czekam, aż trafię na pierwsze miejsce jego listy osób do wyeliminowania. Naprawdę, spotkanie z nim...
    – Jesteś chory... – wyjęczał facet.
    – A ty martwy – padła odpowiedź z ust Castle'a, a po chwili dźwięk wystrzału ze strzelby rozszedł się echem po pomieszczeniu. Krew i resztki tkanek z ciała martwego mężczyzny rozbryzgały się dookoła, brudząc wszystkie rzeczy znajdujące się w pobliżu, jak również samego Franka.
    Wyszedł z gabinetu trzymając w dłoni granat. Rozpoznał jego rodzaj i wiedział, jak działa. W głowie miał gotowe zakończenie tej historii. Ruszył przed siebie mając nadzieję, że Ci, któzy powinni są już na zewnątrz.
    Schodząc na parter nie śpieszył się wcale. Nie patrzył na martwe ciała, ale szedł między nimi powoli, ale pewnie. Nim opuści posiadłość wyciągnie zawleczkę, a później zniknie. By znów pojawić się w chwili, gdy będzie potrzeba. A potrzeba była ciągle...
    Jeff nadal pozostawał postacią bez twarzy. Był nieuchwytny.
    – Żyjesz? – powiedział sam do siebie, ale było to skierowane do kobiecej postaci, która jak zaobserwował jej umiejętności, na pewno usłyszała to pytanie.
    Frank Castle

    OdpowiedzUsuń
  41. Wraz z jej słowami poczuł coś na podobieństwo bólu głowy. Nie był przyzwyczajony do takiego sposoby porozumiewania się. Właściwie to już jakakolwiek współpraca z jakimś mutantopobnym, czy czymkolwiek z tego rodzaju mogła przyprawić o ból głowy. Bo cała reszta, jak zabójstwa, masa krwi i ciał to była codzienność, która nawet nie przyprawiała go o mdłości.
    – Mutant? – jęknął, jakby bezgłośnie. Ledwie poruszając ustami. Skąd u licha wziął się ktoś taki i gdzie był przez cały czas? A co najważniejsze: kim do licha był? Pytanie za pytaniem przewijało się przez jego myśli, a odpowiedzi nie było. Czyżby coś przeoczył?
    Skoro broń miała się na nic nie zdać to jak miał z tym czymś walczyć. Opuścił budynek w którym dokonano masakry, ale granat nadal ściskał w dłoni. Po raz pierwszy, od wielu dni, nie gonił za postacią, a wsłuchał się w kobiecy głos. Ironia losu, albo po prostu zabawny przypadek.
    Czymkolwiek ten ktoś był...
    Wstrzymywał się jeszcze kilka chwil, po czym wyciągnął zawleczkę i wrzucił granat do wnętrza domu, samemu w szybkim tempie oddalając się w stronę swojego samochodu. Nie był to jakiś nadzwyczaj mocny, czy o szerokim zakresie wybuch. Część parteru uległa zniszczeniu, a resztę miał strawić ogień.
    Kimkolwiek ten ktoś był właśnie trafił na listę jego podejrzanych.
    Frank Castle

    OdpowiedzUsuń
  42. [Knock, knock! Dziękuję za gorące powitanko. Tak rozważałem, i rozważałem, i myślę sobie, że z panną Cichociemną, Wade powinien się dogadać.
    Jako tako nie mam konkretnie zarysowanego pomysłu, jedynie zalążeczki:
    1. Cichociemna ma zlecenie na jakiegoś ziomka ale w dorwaniu go przeszkadza jej Wade, który dziwnym trafem też ma zamiar zbić kasę na facecie.
    2. Lub tym ziomkiem może być wszystkich wkurzający MartwyBasen :D]

    D-Pool

    OdpowiedzUsuń
  43. [Czuję się przeżuta i wypluta, więc wybacz mi jakoś tego odpisu.]

    Zirytować można go było na wiele sposób. Najlepiej wiedzieli o tym pewni superbohaterowie, ale galaretowaty jegomość był bliski doprowadzenia go do białej gorączki. W taki sposób zniszczyć jego auto! Frank spojrzał na swój samochód, a w tej samej chwili dotarły do niego słowa kobiety. W tej chwili nie przejął się sobą, a samochodem. No, jak można było...!
    Postać mutanta nadal pozostawała zagadką, zresztą nie wyglądał, jakby był bardziej zainteresowany kimkolwiek. Zdawał się być postacią, która chce namieszać, a ze swymi umiejętnościami poszło mu doskonale. Castle nie lubił takich "dziwactw", choć niezaprzeczalnie w tej chwili umiejętności kobiety były tym, co mogło się przydać i tak też się stało. Podejrzana postać rozpadła się na kawałki.
    I tak miał nadzieję, że auto wróci do stanu pierwotnego. Jego Pontiac!
    Spojrzał na kobiecą postać, gdy podała swój pseudonim, bo imieniem to raczej nie było. A jakże, w sposób ironiczny, pasowało to, jak się przedstawiła. Tak, czy inaczej. Dla niego była jakąś tam Silent. Kim z tej grupy z którą rzadko miewa do czynienia, bo po prostu - nie lubi.
    – Co chciał i co tu robił? – powiedział ni do siebie, ni do ocalonej kobiety z dzieciakiem, ni do Silent. Pytanie po prostu wyszło z jego ust, jak coś naturalnego...

    OdpowiedzUsuń
  44. [Hm.. może niech to będzie jakiś gostek a'la Anonymus. Czyli szycha, ukryta za innymi szychami tak dogłębnie, że nikt nie zna tożsamości faceta. Aktualne zlecenie mogłoby dotyczyć jednego z jego pracowników, którzy go kryją.
    Ale żeby było ciekawiej, mógłby to być mutant, bo bijatyka wtedy zacniejsza. Mogę zacząć!]

    Yours truly
    D-Pooly

    OdpowiedzUsuń
  45. Czarny, pancerny samochód z przyciemnianymi szybami, pruł przez żwirowaną, krętą drogę rzucając przed siebie ostry snop światła. Na obrzeżach miasta, w bezgwiezdną noc jak ta, było naprawdę ciemno i nieprzyjemnie.
    Samochód zatrzymał się na parkingu przed fabryką, rozpostarł skrzydła czterech drzwi, wyrzygując z siebie piątkę groźnie wyglądających mężczyzn. Jeden z nich otworzył bagażnik, wyciągnął podłużną walizkę obitą drogą skórą i ruszył razem z resztą kompanów do środka.
    Wewnątrz roiło się od podobnych im ważniaków. Łypali na siebie, ścierając się w krótkich bitwach na spojrzenia. Dobrnąwszy do windy, minęli dwójkę strażników i połknięci przez stalowe pudło, zniknęli im z oczy.
    Ten po lewej, z szerokimi barami jak u niedźwiedzia, ziewnął potężnie.
    - Zjadłbym coś. - Mlasnął z przekąsem. - Najlepiej spagetti bolognese. Mmm.. .
    - Zawrzyj ryj, durniu. - Warknął jego kompan. Po minie można było stwierdzić, że dzisiaj nie miał zbyt dobrego dnia. - Głodny jestem, srać mi się chce i jeszcze nogi wchodzą mi do dupy od tego stania. Ostatniej rzeczy jakiej potrzebuję, to słuchania twojego biadolenia.
    - Albo pizzę z mozarellą. - Marzył sobie dalej ten większy, albo nie słysząc, albo nie zwracając uwagi na zły nastrój towarzysza. - I dietetyczną coca-colą prosto z lodówki.
    Ten nie w sosie prychnął, poprawiając karabin na ramieniu.
    - Dietetyczną colę sobie wymyślił. Zero i Light to takie samo gówno co zwykła, tylko gorzej smakują.
    - A chuja się tam znasz. Nie bez powodu jest Light i Zero. - Tę porywającą dyskusję przerwał im dzwonek telefonu.
    Nyan nyan nyan nyan nyan nyan nyan nyan nyan!
    Jeden spojrzał na drugiego w szoku.
    - Ja pierdole.. już myślałem, że to Twój.
    - No coś ty. Ja nie mam takiego zdurnowaciałego dzwonka.
    - Sorki, to mój. - Odezwał się trzeci, stojący obok nich, którego z powodu rozmowy wcześniej nie zauważyli. Oboje obrzucili go spojrzeniem od góry do dołu, rejestrując rzucający się w oczy, obcisły, czerwony strój. Nieproszony gość, nic sobie nie robiąc z szoku jaki wywołał, spokojnie odebrał telefon:
    - Jo, Mama! Czego tam? Zajęty trochu jestem. Mleko? Ale ile procent? Skąd ja mam to wiedzieć, do chuja pana? Dla mnie mleko to mleko!
    Ten barczasty zareagował jako pierwszy, unosząc karabin z groźnym błyskiem w oku:
    - Ej ty!
    - Shhh.. nie widzisz, że rozmawiam? - Deadpool uniósł palec. - - Wade rozłączył się i schował komórkę w różowym futerale, w kształcie świnki Peppy. - No! Kontynuujcie, kontynuujcie. Bardzo ciekawa dyskusja z tą coca-colą.
    Zabijaka spojrzeli po sobie i bezzwłocznie otworzyli ogień. Deadpool cofnął się pod falą kul wżerających mu się w ciało, lub przelatujących na wylot. Gdy lufy się nagrzały do tego stopnia, że aż dym z nich poszedł, mężczyźni wstrzymali ogień. Wade zaklął:
    - Świeżo cerowane! - I sięgając za plecy, dobył ostrza, które z sykiem wyskoczyło z pochwy. Miękki, krótki cios w poprzek rozpłatał najbliżej stojącemu strażnikowi gardło. Krew obryzgała drzwi windy, splamiła oczy tego drugiego, tak więc nie mógł widzieć nadciągającej brzytwy, która wpiła mu się w żołądek, szarpiąc wnętrznościami. Flaki chlusnęły o ziemię chwilę przed ich upadającym właścicielem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Yuch! I znowu nas nie wpuszczą do metra odezwał się głosik w głowie Wade'a.
      - Weźmiemy taxi. - Pool zawinął ostrzem młyńka, aż klinga zafurgotała, chlapiąc juchą na wszystkie strony, po czym grzecznie wcisnął guzik windy. Kiedy ta nadjechała, rozwierając przed nim paszczękę, wszedł do środka, wcześniej wycierając buty w ubranie jednego z trupów. Zagwizdał. - Patrzaj no, jaka odjechana winda. Drogie lustra, gustowne siedzisko, dywanik. Brakuje Christiana Grey'a i jego zabawek do kompletu.
      Drzwi się zasunęły i winda ruszyła w górę. Z głośników zamontowanych na suficie popłynął Bethoveen.
      Na którym piętrze jest cel?
      - A bo ja to wiem? Dla pewności, oblukamy wszystkie.

      Ten, który nigdy nie wie kiedy się zamknąć
      D-Pooly

      Usuń
    2. [PS. Nie wiedzieć czemu zjadło mi nieco z dialogu.
      - Shhh.. nie widzisz, że rozmawiam? - Deadpool uniósł palec. - Mamusia nie uczyła cię manier? Co? Nie ty! Mówię do tego grubasa z karabinem. Żebyś widziała jego kretyński wyraz pyska. Ah, no tak, zapomniałem, że jesteś ślepa, stara krowo! Dobra! Kupię mleko 3%, pasi? No. Loffciam cię, będę wieczorem. - Wade rozłączył się i schował komórkę w różowym futerale, w kształcie świnki Peppy.]

      Usuń
  46. Wade, nieświadomy obecności mutantki, do której winda właśnie zmierzała, postanowił wydłubać sobie z policzka kulę, która utkwiła w kości czaszki. Podciągając maskę na pół twarzy, zaczął gmerać palcem w odsłoniętym przez impet strzału mięsie.
    Ludzie płacą za piercing policzków, a my mamy dziurę za friko! Tylko kolczyka brak.
    - Nah. Kolczyk by mnie uwierał w pysk pod maską. - Odparł Pool, wspomagając się językiem. Wyglądało to jakby próbował wycisnąć sobie pryszcza.
    Ale pomyśl ile suń na to leci!
    - I bez tego mamy powodzenie. Która się oprze takiemu ciachu? Aha! Mam cię, skurwysynie. - I w chwili gdy z dumą prezentował swojemu odbiciu wydobytą kulę, winda zatrzymała się, i z charakterystycznym "ding!" rozwarła skrzydła drzwi.
    A niech mnie Colossus ściśnie..ale dziunia!
    - Hę? - Wade odwrócił się, naciągając maskę na paskudny pysk. - Ja ci dam paskudny! - Dobra. Na śliczną buziuchnę. Lepiej, gwiazdeczko? - Lepiej, misiaczku.
    Przestańcie! Dziwnie się na nas patrzy. Zaraz ją spłoszycie!
    - Śliczna - Zaczął Wade, pstrykając kulą w eter niczym petem. - no offence, ale suń szynkę bo profesjonalista właśnie wkracza do akcji.. - I wtedy, wychodząc z windy zauważył zmasakrowanego informatora. - Coś ty mu zrobiła?! Jak ja mam teraz wydusić z niego informacje? - Podchodząc do nieprzytomnego, zapewne już nieżywego gościa, przykucnął przy nim aby dotknąć zmielonego mięsa. To znaczy się, pozostałości po jego twarzy. - Usiadłaś mu na pysku czy co?
    Oh, snap. Good one. Highfive!
    - Highfive. - Przybił sobie piąteczkę.

    Ten, który nie boi się ciszy, ani tym bardziej hałasu
    Only yours
    D-Pooly

    OdpowiedzUsuń
  47. Ty, dobra jest. Podsumował występ Cichociemnej głos w głowie Wade'a.
    - Sh! Owszem, jest dobra i ma nie zgorsza tyłeczek ale.. ale zabija nam zabawę!
    Fakt. No killin' for D-Pooly.
    Wade zaklaskał.
    - Okay, okay! Popisałaś się, gówniaro, to teraz sio do mamusi! - Ostrza wakizashi syknęły wściekle, gdy Pool wyszarpnął je jednym ruchem zza pleców, kręcąc nimi młyńka aby nie oberwać większą ilością kul. Pociski odbijały się od nich z dźwięcznym dźwiękiem. - Przyszedłem tutaj dobrze się bawić, a nie zbierać za ciebie ołów, mądralińska!
    Gdyby nie była taka gorącokrwista, walnęlibyśmy focha z przytupem, eh?
    - Dokładnie. - Potwierdził, przebijając się do najbliższego wroga aby zasadzić mu kopa w twarz i krótkim cięciem z pół obrotu rozpłatać na ukos. Wade gwizdnął aby zwrócić na siebie uwagę Cichej.
    - Te, Szybka. Rezerwuję sobie tego, tego i tamtego! - Wskazał trzech typów. - Co zaklepane to moje! Nie ruszaj!
    Nawet nie zdążył się do nich zbliżyć, kiedy windę rozsadziło od środka. Ciężko było stwierdzić co dokładnie to było, dopóki owa istota nie wysunęła się do przodu.
    A co to za dziwadło?
    Facet wyglądał niczym płynny, gorący kryształ. Tafla jego ciała falowała i zmieniała się, zniekształcając człowieczą sylwetkę.
    - Co do chuja? - Wyrwało się Wade'owi, nim mutant obrał go sobie na cel, skoro Cicha była nieuchwytna. Pool ledwo zdążył umknąć za filar, który niefortunnie przyjął na siebie cały impet ataku; skrystalizowanego kryształu. Ostrza wżarły się w beton, acz nie przebrnęły przez grube zbrojenie.
    - Albo wiesz co? - Krzyknął do Cichej, gdziekolwiek była, chowając ostrza i wyszarpując klamkę. - Bierz sobie tamtych, zostaw mi tego!
    Odbezpieczywszy magazynek wyskoczył z ukrycia zasypując gradem kul cudacznego mutanta. Jego powierzchnia natychmiastowo stwardniała, odbijając kule prosto we właściciela. Szczęściem dla Martwego Basena, był w ruchu, więc jego własne pociski śmignęły tuż obok.
    Badass alert.

    OdpowiedzUsuń
  48. Wade widząc falę dźwiękową zmierzającą w jego stronę, mógł zrobić tylko jedno. Zapiszczeć jak dziewczynka, która grając z klasą w siatkę, boi się nadlatującej w jej stronę piłki.
    Uderzenie jednak nie nastąpiło, bo przed nim pojawiła się Szybka Cichociemna, ratując od marnego losu rozczłonkowania, rozsadzenia, pocięcia na dzwonka, czy innego mniej przyjemnego efektu jaki pozostawia po sobie wędrujący, nadnaturalnie stężony dźwięk.
    - To się nie liczy! Powstrzymałaś własny cios, więc to się nie liczy jako ratunek! Żeby było jasne, że nie mam u ciebie długu, ka pe wu? - Zakręcił palcem podpierając się pod boki jak sassy girl. Ich urocza pogawędka nie miała prawa dłużej trwać, gdyż podirytowany mutant, zaatakował znowu.
    - Zdechnijcie żesz wreszcie! - Ryknął, posyłając w ich stronę grubą falę krystalizujących się kryształów. Wade, specjalnie lub nie, wyskoczył przed Cichą (nawet jeśli chwilę po tym się tepnęła w inne miejsce) i osłonił się ostrzem swojej brzytwy. Szkło z jeżącym włos zgrzytem starło się z klingą i rozeszło na boki niczym woda, która natrafiła na oporny kamień.
    - To coś gada! - Pool musiał szybko ewakuować się w tył, gdyż szkło zawróciło w powietrzu i wbiło się głęboko w podłogę tam, gdzie jeszcze przed chwilą stał.
    - Ty to zawsze byłeś wkurwiający, ale żeby ona? - Syknął błyskotek, strzelając kolcami to w Wade'a, to w Cichą, o ile nawinęła mu się w polu widzenia.
    - To logiczne! - Sapnął Pool, wspomagając się ostrzem przy unikach świszczących, szklanych sztyletów. - Jest kobietą, i to w dodatku rudą. Chodząca kwintesencja "jestę upierdliwę wkurwiałę".
    Mutant ryknął ze wściekłości, pryskając szkłem na wszystkie strony. Wade wziął rozbieg, skoczył, odbił się od ściany i efektownie przelatując nad falą odłamków, ciął w głowę błyskotka. Ten jednak, jakby miał oczy dookoła głowy, stwardniał nagle (hehehe). Połyskujące ostrze wakizashi pękło na drobne kawałki a jego właściciel wylądowawszy z przewrotem przez ramię, wbił niedowierzające spojrzenie w ułamanego kikuta, wydając z siebie dziewczęcy pisk.
    Oh, snap.
    - O ty... o ty kurwiu ty.. mój ukochany nożyk.. ale masz za to wpierdol, zią. Masz wpierdol jak ta lala! - I nie pitoląc się dalej, natychmiast przystąpił do dzieła, nierozsądnie chcąc pociągnąć błyskotka z prawego sierpowego. Oczywiście okuta w rękawicę pięść natrafiła na twarde niczym tytan szkło, w dodatku najeżone rosnącymi szpikulcami, które niczym jak w rozgrzane na słońcu masło, wżarły się w dłoń Wade'a i przeszły na wylot aż do łokcia. Pool utknął a mutant roześmiał się maniakalnie.
    - Halp!

    Twój wiecznie w opałach książę

    OdpowiedzUsuń
  49. Białe oczy maski DeadPool'a rozszerzyły się w szoku, kiedy Cicha zruchała od środka mutanta tak gwałtownie i mocno, że ten aż pękł.
    Fala uderzeniowa pyrgła Wade'm na ścianę, aż beton się wgiął, pękając na kształt pajęczej sieci. Odłamki przyszpiliły Poola niczym lalkę vodoo szpilki.
    - Wow. To było całkiem, całkiem zajebiste. - Skomentował, gdy zapadła głęboka cisza. - Już lecę! Czekaj. Yh..yggh..hh..kurwaaaa. - Wydając z siebie nieartykułowane dźwięki, próbował odczepić się od ściany. Z racji, że każdy członek był skutecznie przyszpilony, Wade musiał pogibać ciałem niczym zawieszona na haku ryba, dopóki nie runął na ziemię, prosto na pysk. - Auć, auć, auć.. moje jajka..
    Mrużąc z bólu oczy, zerknął sobie pod kostium na krocze i aż westchnął wysokim tonem.
    - Oj ty mój biedaku ty.. co oni ci zrobili? Ej, Sajlent! Widziałaś kiedyś produkcję kiełbasy w masarni? Nie? To masz okazję!
    Ale będzie w chuj wydłubywania i cerowania. Aż mnie boli na samą myśl.
    Wade podniósł się na klęczki, a później na nogi, idąc parę kroków z szeroko rozstawionymi nogami jakby mu ktoś kaktus w tyłek wsadził. Potem otrząsnął się, sypiąc luźniejszymi kawałkami szkła niczym liniejący pies futrem.
    - To co, zbieramy się? - Spytał, gapiąc się przez czwartą ścianę na autora.
    Err, zapomniałeś o czymś, kolego. Wyczuwam sexy dupeczkę w opałach.
    - Zapomniałeś, że ja nie jestem bohaterem.
    No weź, no! Pomożesz jej, będzie miała dług u ciebie. Może w zamian zgodzi się na szybki numerek?
    - Tee..dobrze gadasz. Niech ci będzie. Ale tylko ten jeden raz. - Pool potarł dłonie i poprawiając pas taktyczny, podszedł do walczącej o każdą sekundę świadomości, Silent. Nadal stawiał kroki nieco szerzej niż ustawa przewidywała. - Dobra, młoda. Kicamy stąd, póki reszta wściekłej ferajny się tu nie zjawiła.
    I nie bacząc na jej protesty (o ile jakieś były) wziął ją na ręce, pogwizdując Gangam Style.


    Zapewne pierwsze co dotarło do odzyskującego świadomość umysłu Silent, to tekst piosenki oraz niewyraźne, chrypliwe podśpiewywanie.
    -♫♪ If your horny, Let's do it. Ride it, My Pony♫♪- Po otwarciu oczu mogła zarejestrować pogrążony w ciemności, zagracony pokój, z zapaloną lampką biurkową. -♫♪My saddle's waiting. Come and jump on it♫♪ -Wsród wszędobylskiego syfu dominowały resztki jedzenia, względnie jakieś opakowania po fastfoodach, broń, ubrania oraz magazyny z paniami. Silent natomiast spoczywała na łóżku, opatrzona, o dziwo starannie, i okryta kocykiem.
    Właściciel tego urokliwego pokoju siedział wyciągnięty na kanapie i wspomagając się światłem lampki, właśnie wydłubywał pensetą kolejne szkiełko z jamy brzusznej. Pozbawiony swojego typowego stroju, Wade miał na sobie dresy, kapcie w kształcie pand oraz bluzę z naciągniętym na łeb kapturem, przez który mutantka nie mogła dostrzec jego twarzy. Jedyne co widziała to umięśniony, pokryty niezbyt apetycznymi bliznami brzuch oraz dłonie.
    - Iii dwa tysiące trzysta trzydzieści jeden. Boink! - Nieświadomy zboczonej podglądaczki Wade, spojrzał na drobne szkiełko i ciepnął nim do przepełnionego kosza na śmieci. Ranka po pocisku natychmiast się zasklepiła.
    Eh, jeszcze czeka nas cerowanie łachów.
    - Dwa tysiące trzysta trzydzieści dwa i dwa tysiące trzysta trzydzieści trzy..ciekawe czy dobiję do miliona.

    TWÓJ ZAJEBISTY, PRZYSTOJNY, SEKSOWNY WYBAWCA, BIATCH

    OdpowiedzUsuń
  50. Obudziła się, obudziła! Szybko! Ubierz maskę!
    - No coś ty - Prychnął Wade, próbując złapać w pęsetę wymykające mu się szkiełko. - jest dziurawa. Jak wszystko inne. - Nie zauważył lub nie chciał zauważyć panoszącej się Silent. Był spokojny, bo po pierwsze chronił go kaptur, po drugie oświetlenie działało na jego korzyść a po trzecie, siedział do niej tyłem.
    - Nope. - Odparł ćpunce, wrzucając do kosza kolejny, wyłuskany pocisk. - Zapomniałaś już, śpiąca królewno, że rozjebałaś mu twarz?
    Nie zapomnij wydłubać tego obok nerki. Strasznie uwiera.
    - No już, już. Sheesh. - Wade wrócił do grzebania sobie w ciele. - Jak już tu jesteś, Cichociemna, mogłabyś zacerować mi strój, który to genialnie podziurawiłaś. Leży tam, obok twoich szmat. - Wskazał ruchem pęsety stertę ciuchów w kącie. Za nią widniała mapa miasta z przyczepionymi doń zdjęciami. Do każdej pinezki zawieszona była niteczka. Większość koncentrowała się w okół gościa, którego to Silent miała przyjemność zdewastować.
    - A tak w ogóle, coś ty tam robiła, jeśli można wiedzieć? Mam nadzieję, że nie kradłaś mi MOJEGO zlecenia, hm?

    Oj tam oj tam

    OdpowiedzUsuń
  51. Maria Hill
    Agentka uważnie słuchała Blossom. Wzmianka o możliwym „krecie” w agencji wstrząsnęła nią, gdyż jeszcze wczoraj rozmawiała o tym problemie ze Starkiem.
    - Jeśli ktokolwiek wie o mnie, o nas tak wiele, to nie może być zwykły szpieg. W grę wchodzą minimum dwie opcje… - Potem przez dłuższy czas pocierała skronie i milczała zajęta analizą tej sytuacji. Nie była pewna co powinna zrobić. Jakimi informacjami może się podzielić z Catrice. W końcu wstała, upewniła się, że nie zostawiła żadnych danych na komputerze i opuściła kafejkę. Pospiesznie szła w stronę budynku S.H.I.E.L.D.
    - Pierwsza opcja zakłada… - kontynuowała swój wywód – Że owy szpieg jest jakimś psycholem twojego pokroju, który posiada zdolność czytania w myślach. Druga opcja, jest taka, że niektórzy z agentów mogą być przez kogoś odgórnie kontrolowali, tak jak niedawno agent Barton. Trzecia opcja… - zatrzymała się i zerknęła na Silent – Trzecia opcja jest taka, że ktoś robi sobie ze mnie jaja. W każdym razie… - dotarła pod budynek agencji – „Kretem” może być każdy tam w środku, nawet Nick Fury. Zostałaś mi ty. Jeśli chcesz dołącz się do mnie, w duecie raźniej ratować świat – Maria spróbowała zdobyć się na uśmiech, ale było to tak dalekie od jej natury, że bardziej przypominało grymas. - Zaraz się zlegitymuję i ruszę do hangaru po quintjeta. Liczę, że się tam spotkamy, a wtedy powiem ci wszystko co wiem o ludziach-duchach – tym zdaniem Hill pożegnała się i weszła do kwatery. Sprawdzono jej tożsamość i przepuszczono przez bramki. Wstąpiła jeszcze do swojego gabinetu po broń i pobrała raport dotyczący misji w Szwajcarii. Zakodowała wejście do gabinetu i z kamienną twarzą ruszyła do hangaru. Na miejscu spotkała dwóch ochroniarzy kiwnęła im i machnęła swoim identyfikatorem, ale oni zaszli jej drogę.
    - Wybierasz się gdzieś agentko Hill? – zapytał jeden z nich.
    - Misja z polecenia Fury’ego. Nie twoja sprawa więc się odsuń – warknęła.
    - Potrzebujemy upoważnienia, żeby cię wpuścić – rzekł.
    - Od kiedy?- zapytała poirytowana i nagle zorientowała się, że wcale nie kojarzy go z twarzy. – Wylegitymuj się agencie.
    Podał jej dokument. Zaczęła dokładnie go oglądać.
    - Brakuje tu… - ale zanim skończyła zdanie instynktownie uchyliła się przed ciosem. Kopnięciem wytrąciła broń z dłoni napastnika i doskoczyła do drugiego. Okazało się jednak, że przeceniła swoje siły i wylądowała pod skrzydłem quintjeta.
    - Uff… Może jakaś pomoc? – zawołała.

    OdpowiedzUsuń
  52. Uniosła nieznacznie brwi słysząc słowa Catrice. Co też mogła chcieć jej pokazać? W porę jednak zdała sobie sprawę z tego co się szykuje i kiedy tylko została złapana za rękę zamknęła oczy a wolną dłonią złapała się za brzuch. Nie zapowiadało się, by kiedyś w życiu miała się przyzwyczaić do poróży za pomocą wszelakiej formy teleportacji...
    Kiedy po kilku przystankach znalazły się przed willą należącą do Catrice. Wanda zaczerpnęła głęboko powietrza i stała jeszcze chwilę z zamkniętymi oczami nim błędnik zaczął działać poprawnie a kiedy to się stało w końcu rozejrzała się po miejscu w którym się znalazły. Naturalnie nie miała pojęcia gdzie się znajdują, dlalego nieco niepewnie ruszyła za rudowłosą. Właśnie wydobyła z siebie pierwsze sylaby pytania "Gdzie my jesteśmy?" kiedy to weszły do środka i powitał je ów mężczyzna.
    -Witam.- Odparła, więc automatycznie na jego powitanie i przyspieszyła nieco by zrównać krok z Catrice. -Dobra, teraz już musisz wyjaśnić. - Ponagliła Silent wbijając w nią spojrzenie niebieskich oczu. Wysłuchawszy tego co miała w tej sprawie do powiedzenia jej towarzyszka kiwnęła głową jakby nigdy nic i wymamrotała tylko "No tak, to ma sens."
    -Całkiem przyjemnie.- Dodała po chwili z lekkim uśmiechem. Cała sytuacja wydawała jej się wręcz absurdalna... Gdyby ktokolwiek z Avengersów wiedział, gdzie się obecnie znajduje to wszystko stałoby się bardzo mało kolorowe. Ale na chwilę obecną obie kobiety były bezpieczne i mogły w tych czterech ścianach zapomnieć o tym, co dzieliło je (a może raczej powinno) w świecie zewnętrznym.
    -Mam nadzieję, że masz dobry barek... Bo chyba na sucho tego wszystkiego nie przerobię, Rice. - Zaśmiała się zajmując sobie miejsce na kanapie, krześle czy co tam w pobliżu było i raz jeszcze omiotła pomieszczenie wzrokiem.

    OdpowiedzUsuń
  53. Maria Hill
    - Prosiłam o pomoc w ich unieszkodliwieniu, a nie rozsadzeniu! – powiedziała Maria wskakując do quintjeta. Szybko dotarła do sterów i odpaliła pojazd. – Ta akcja w Europie, o której wcześniej wspomniałaś, gdzie przejęli naszą ciężarówkę z więźniem, to była prowokacja. Zaaranżowaliśmy to, aby mieć haka na Hydrę – rzekła – Nasi ludzie, pod przykrywką Hydry, wraz z innymi-prawdziwymi członkami nazistowskiej agencji zaatakowali nas. Oczywiście wraz z atakiem nasi agencji zdjęli kamuflaż i w ten oto sposób pojmaliśmy kilku generałów, których następnie przesłuchaliśmy. No prawie wszystkich, gdyż część z nich zdążyła popełnić samobójstwo… Co do Szwajcarii… - docisnęła gazu i wybiła się ponad chmury, tak aby nie ryzykować, że zaraz jakieś działka S.H.I.E.L.D. je zestrzelą. – Mamy tam tajną bazę. Formujemy coś, co nazywamy Secret Avengers. To nowy projekt… Nie wiem jakim cudem poznałaś naszą lokalozację… Jedyne, co możemy teraz zrobić, to polecieć tam i zbadać, dlaczego ktoś śledzi światowe organizacje i po co. Jeśli chcesz, to mogę ewentualnie wysadzić cię przy McDrive na frytki.
    - Co do ludzi-duchów… To może złe określenie… Miałam na myśli na przykład Victora Dooma, który dwa tygodnie temu zbombardował posiadłość Starka, kiedy i ja tam byłam. Nie miał powodów, żeby to robić. No może poza tym, że jest szaleńcem. W S.H.I.E.L.D. też panują dziwne nastroje i pojawiają się dziwni ludzie… Zastanawiam się, czy to w ogóle są ludzie? Może to ryzykowna teza, ale uważam, że całą agencję przejęły Skrulle. Kosmici, którzy potrafią zmienić swój wygląd. Podają się za Nicka Fury’ego, agentów, Avengersów, naszych wrogów i widocznie przejęły też bazę w Szwajcarii. Muszę się tylko upewnić… - wyjęła strzykawkę ze swojej torby i wbiła Silent w ramię – czy ty też nim nie jesteś. To serum. Już kiedyś mieliśmy ten problem i jeśli byłabyś nim to właśnie przyjęłabyś swoją prawdziwą formę. Swoją drogą nie zdążyłam się przyjrzeć, czy pseudoagencji, których zabiłaś, zzielenieli. To druga metoda sprawdzania, czy ktoś jest Skrullem, czy nie. Zabij. Jeśli zmieni się w coś zielonego i brzydkiego, to był kosmitą.

    OdpowiedzUsuń
  54. Maria Hill
    Sposób w jaki Silent zareagowała na podane serum rozbawił Marię. Poczuła satysfakcję, że udało jej się nareszcie zaskoczyć mutantkę. A nie było łatwo zaskoczyć kogoś, kto poruszał się prędkością dźwięku, czy jakoś tak. Moce Silent nigdy nie były dla Hill do końca jasne.
    Szybko straciła dobry nastrój. Cięte riposty rudej sprawiały, że Hill brakowało słów. Nie wiedziała jak się odgryźć.
    - Dowcipna jesteś – odburknęła – Uwierz mi, jeśli miałabym wyjście, nie prosiłabym cię o pomoc. Na mojej prywatnej liście „irytujących osób” zajmujesz wysokie, drugie miejsce. Nie martw się już ci niewiele brakuje do Natashy Romanoff – Zazgrzytała zębami. – To chyba przez te wasze rude włosy. W każdym razie teraz współpracujemy. Zresztą jesteś nam – T.A.R.C.Z.Y. to winna – stwierdziła złośliwie. Następnie zacisnęła usta i postanowiła się już więcej nie odzywać i przede wszystkim, nie dać się sprowokować. Włączyła radio i skierowała na wschód.
    Kiedy dotarły na miejsce, uruchomiła kamuflaż quintjeta. Wylądowała wystarczająco daleko od bazy, aby nie ryzykować, że ktoś je zestrzeli. Otworzyła tył pojazdu. Lodowaty wiatr pchnął Hill do tyłu, tak że omal się nie przewróciła.
    - Tego się nie spodziewałam – odezwała się w końcu. – Jak się domyślasz jesteśmy w Alpach. Trafiłyśmy na beznadziejną pogodę. Zazwyczaj, mimo śniegu jest tu stosunkowo ciepło… - podeszła do szafek i wyciągnęła z jednej z nich dwie białe kurtki, gogle i broń przypominającą karabin. – To jedna z zabawek Starka – wyjaśniła. – Jeśli jest ci potrzebna dodatkowa odzież, to weź je – rzuciła kurtkę i gogle. Sama też się w nie ubrała, a karabin zawiesiła na plecach. – Nie zdążyłam zaopatrzyć nas w inne sprzęty zimowe, więc czeka na długi spacer.

    OdpowiedzUsuń
  55. (Witam, witam :D Wybacz, że odpisuję dopiero teraz, ale niestety na wakacjach nie działał mi internet. Więc jak, masz ochotę na wątek?)
    /Elektra

    OdpowiedzUsuń
  56. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń